Przed Świętami nie ominęło nas urwanie głowy mimo tego, że świętować mieliśmy (i świętowaliśmy) u rodziny.
Urwanie głowy spowodowane było chorobą Hani, która w weekend przed Świętami dostała gorączki, a że u nas w mieszkaniu była awaria grzejnika (który ochładzał nam większą część mieszkania), to ów weekend spędziłyśmy w większości u teściów.
Rezultat był taki, że pakowaliśmy się w niedzielę do 2 w nocy.
W zasadzie to już był poniedziałek...
Mieliśmy wyjechać w poniedziałkowy ranek.
Wyjechaliśmy przed południem.
Ledwo spakowani.
Podenerwowani, a w dodatku z fochem na siebie nawzajem...
Przy wyjeździe z Kielc udało się nam skręcić w złą stronę, trzeba było więc nadrabiać.
Grunt, że niewiele.
Ledwo wyjechaliśmy za Kielce, a tu coś w samochodzie trze...
Na postoju okazało się, że tarła siatka w bagażniku.
No, ale wyszedł na jaw wyciek z chłodnicy....
Dolaliśmy płynu i z duszą na ramieniu pojechaliśmy dalej.
Jakieś 200 kilometrów do celu.
Po drodze żadnych większych atrakcji nie było...
Pomijając fakt, że mąż raz omal nie usnął, no i raz nami zarzuciło...
A i jakieś pół godziny przed dotarciem do celu z powodu awarii chłodnicy wysiadło ogrzewanie w samochodzie...
Grunt, że dojechaliśmy.
Co prawda z powodu późnej już godziny zdążyłam się tylko odświeżyć.
Do stołu siadłam niestety bez pięknej fryzury, za to z niewymytymi włosami.
Kolacja wynagrodziła wszystko:)
I ta atmosfera...
Widok mojej mamy tańczącej z Hanią na rękach przy dźwiękach kolęd i piosenek świątecznych na długo zostanie w mojej pamięci.
W takich chwilach nie liczy się nic.
Popsuty samochód, piętrzące się wydatki, kłótnia z mężem...
Można to nazwać magią Świąt.
Dla mnie to magia życia.
Tak po prostu.
Chwila, która zostanie ze mną na zawsze.
Chyba dopiero ona sprawiła, że prawdziwie poczułam klimat domu i Świat.
A Święta minęły cudnie.
Rodzinnie i wesoło mimo Hankowej choroby.
Nie udało się odwiedzić reszty rodziny.
Nie chcieliśmy męczyć Hani ani zarazić dzieciaków.
Poza tym G. też się skarży na samopoczucie.
Jutro już wyjeżdżamy.
Na samą myśl chce mi się wyć.
Ale takie życie.
Póki co cieszymy się ostatnimi chwilami, a Was zostawiam z garstką zdjęć.
Miłego wieczoru:)
My łapiemy ostatnie chwile by zatrzymać je jak najdłużej w pamięci:)