Tarta razowa z porami:)

Odkąd pierwszy raz spróbowałam tarty z nadzieniem warzywnym nie mogę się od niej oderwać.
Sama nie wiem, która jest moją ulubioną.

Uwielbiam tartę brokułową.
Ta z porami jest wprost genialna, zwłaszcza, że można przygotowywać ją na wiele sposobów.

Dziś tarta razowa z porami:)




Razowe ciasto kruche


2 szklanki mąki razowej (można pół na pół z pszenną)
pół kostki masła (można użyć margaryny, ale to już nie to)
szczypta soli - niekoniecznie
ok 2 łyżek bardzo zimnej wody - przygotujcie więcej, bo razówka bardzo pije wodę

Mąkę przesiewamy, dodajemy sól i masło (masło musi być zimne!!!!), następnie siekamy nożem.
Posiekaną mąkę i masło rozcieramy w palcach (tak jakbyśmy kruszonką sypali ciasto), a potem prędko zagniatamy na jednolitą masę.

Ciasto trzeba wyrobić dokładnie, ale szybko. W przeciwnym razie będzie twarde!

Wkładamy do lodówki na ok 30 minut. Ten krok można pominąć, jeśli się nam śpieszy.

Wyjmujemy ciasto z lodówki, wałkujemy i przekładamy do blachy na tartę (ja używam tortownicy, albo okrągłego naczynia żaroodpornego, a dla Hanki tartaletek). Można też po prostu urywać po kawałku i układać w formie.

Ciasto w formie nakłuwamy widelcem, żeby nie wyrosło albo układamy na nim papier do pieczenia i wysypujemy np. fasolę:) To obciąży ciasto i przyniesie taki sam efekt jak nakłuwanie:)

Podpiekamy w 200 stopniach około 15 minut.



Nadzienie

por (duży)
3-4 jajka
ser zółty
smietana (opcjonalnie)
zioła do smaku
gałka muszkatalowa
pieprz

Oczyszczonego pora kroimy na cienkie krążki lub półkrążki dusimy na masełku i odrobinie wody.
Pora przekładamy na upieczone ciasto.
Jajka rozbijamy z tartym żółtym serem i śmietaną, doprawiamy do smaku.
U nas gałka muszkatałowa jest nr 1!
Reszta w zależności od kaprysu;)
Zalewamy pory i wkładamy do piekarnika na około 30 minut w 200 stopniach.
Tarta będzie gotowa kiedy masa jajeczna będzie ścięta.







Palce lizać!

:)



Anjamit

Co oko widziało

Niewiele Oko widziało w ubiegłym tygodniu, a to z wielu powodów.
Moją głowę zaprzątały inne myśli - okołomieszkaniowe i inne.
Hanuszce szły 4 zęby na raz!!!!!!!!
2 już mamy - i nie są to dwie górne jedynki - jedna stale bawi się w chowanego.
Wyszła jedna jedynka i dwójka. Te z lewej strony. Prawa strona jest widoczna, ale się jeszcze nie przebiła.
Kwestia paru dni i Hanka będzie miała 6 zębów:)




Wygodnie, prawda?



Dobra tarta:)


Poznajecie? Postanowiłam dodać kolory do rysunku pani  Agnieszki Raczyńskiej:)
Efekty jej współpracy z ColorStories już niebawem:)


W drodze do pracy:)))) Jedyna okazja by poczytać:)


 Butelka, a co w środku?
Cola....
Zdjęcie przesłała koleżanka - wychowawczyni w przedszkolu.


Dawno nie jadłam:)))



 Hania po raz pierwszy próbowała ananasa:) 
Smakował:)


Coś Ty taka niewyraźna?
Zima przyszła...



MIŁEGO PONIEDZIAŁKU:)



P.S. Przypominam o Candy - warto dołączyć do obserwatorów, bo następne Candy, a będzie już za kilka dni, będzie tylko dla obserwatorów :D


Anjamit

Mój przyjaciel cyc

Odkąd jest z nami Hania zastanawiam się kiedy w jej życiu pojawi się przyjaciel.
Miś, lala, kocyk, pieluszka, gałganek - coś co będzie dla nie ważne, z czym będzie nierozerwalna.
Wiele razy próbowałam przekonać Hanuszkę do przeróżnych przytulanek.
Na nic zdały się moje próby. Bo rzeczony, potencjalny przyjaciel zawsze lądował w paszczy, na podłodze lub w kącie łóżka...

Dziś podczas grupy zabawowej w Klubie Mam rozmawiałam z dziewczynami właśnie o dziecięcych przyjaciołach. 
Ania opowiedziała historię jej syna, który przemawiał do jej piersi i traktował je jako osobny byt.
Była mama i były piersi.
Pora na przyjaciela przyszła jakiś czas po odstawieniu syna.

Ponoć dzieci cyckowe tak mają.
Nie mają pluszowych czy szmacianych przyjaciół, póki są na piersi.
Rolę przyjaciela spełnia cyc.

I chyba coś w tym jest, bo jak zasypiamy razem, to Hanuszka nie chce mieć w rączce nic innego - tylko kawałek maminej skóry, najlepiej tej na cycu.
Podczas karmienia uwielbia ugniatać pierś. Miętosić w garści, poklepywać, gładzić, przyglądać się badawczo. Choć w jej przypadku pierś nie jest lekiem na całe zło. Nie dopomina się o nią kiedy się uderzy, gdy coś boli. Ona raczej z tych, co to muszą się wykrzyczeć, wyżalić najlepiej w ramionach mamusi, ale niekoniecznie "zajada smutki". W końcu przyjaźń można okazywać na wiele sposobów:)

Ktoś może stwierdzić, że to dorabianie ideologii.
Bo dziecko po prostu cieszy się, bo wie, że zostanie nakarmione.
Ale jak wówczas wytłumaczyć brak pocieszyciela?
Raczej nie chowam istoty aspołecznej, wręcz przeciwnie....


A jak jest lub było u Was?


P.S. Aniu dziękuję Ci za tą historię - czekam kiedy Hania przemówi do biustu:)





Anjamit

Hanuszka rozdaje:)

Z okazji braku okazji Hanuszka rozdaje:)

Candy będzie trwało do 5 listopada, tez bez większego powodu;)


Baner do pobrania:)

A jaka będzie nagroda?
2 mini foremki do pieczenia ciast dla małych łasuchów:)
 Ja już upiekłam:)

Kto chce?

Zasady są proste:
1. komentarz pod postem (koniecznie z adresem mailowym)

2. Udostępnienie banerka na swoim blogu lub FB

3. Jeśli ktoś dołączy do grona obserwatorów, sprawi nam tym radość, ale nie jest to tym razem warunek konieczny:)

Hanuszka rozdaje do 5 listopada, wyniki dzień później:)



Hanuszka delektowała się ciastem marchewkowym.
 Przepis na ciasto zapożyczyłam z am mniam
troszkę go jednak zmodyfikowałam.
Polecam przeczytanie artykułu - jest o szkodliwości cukru.

A ciasto wyszło tak:)




Smacznego:)



No to ruszamy:)








Anjamit

Zagadka na piatek

Wymyśliłam sobie i naprawdę mam nadzieję, że nie ma takie cyklu na żadnym blogu, bo nie chciałabym zostać posądzona o kopiowanie, że w każdy piątek będzie zagadka:)
Tak po prostu, bez nagrody.
Cykl miał się nazywać ZAGADKOWY PIĄTEK, ale radiowa trójka ma ZAGADKOWĄ NIEDZIELĘ.
Zostaje więc ZAGADKA NA PIĄTEK.


Dzisiejsza zagadka będzie wyjątkowa. Jej echo będzie, mam nadzieję, pobrzmiewało Wam w głowach i duszach do Świąt. Może kogoś zainspiruje do działania?



Co rusza za 22 dni?

Podpowiedzią jest oczywiście grafika:)


Temat zagadki zbiega się bezpośrednio z wydarzeniem które mną dziś bardzo wstrząsnęło...

Zapukała do mnie dziś nieznajoma kobieta z pytaniem czy mój mąż jest w domu.
Odpowiadam, że nie. 
"W jakiej sprawie jest potrzebny, co się stało?"

"A wie pani, bo ja jestem opiekunką tego pana z mieszkania obok, a on nie może otworzyć drzwi. Trzeba je wyważyć, bo on od 3 dni leży na podłodze bez jedzenia."

Przez moja głowę przebiegła myśl.

Od jakiegoś czasu na klatce śmierdzi moczem. Wczoraj wieczorem zaczęłam podejrzewać, że to z mieszkania sąsiada. Mówię mężowi "jutro idę to sprawdzić z administratorem bloku".

Do administratora poszłam razem z tą panią, ale jego nie było.

"Dzwonie na policję, proszę pani, bo nie można tego pana tak zostawić, ktoś musi mu pomóc, a nie będziemy czekać na pana M."

Ona na to "Ale po co, przecież może jakiś sąsiad wyważy te drzwi?"

Złość zaczęła mnie ogarniać. Zadzwoniłam na policję, wyjaśniłam sprawę i w oczekiwaniu na pomoc zapytałam panią:

Pani jest opiekunka tego pana?
-Tak.
Była tu pani w ciągu ostatnich dni?
-Tak, ale on nie otwierał, mówił, żebym przyszła później, to otworzy.
Ale nie otwierał, to czemu pani wcześniej nie poprosiła o pomoc, czemu pani nie pukała, nie wzywała policji? Przecież jemu mogło się coś stać?
- Bo on nie chciał, mówił, że później otworzy.
Ale to starszy człowiek jest, ma swoje fanaberie, a tu chodzi o jego życie!
....

Ta kobieta była tu w ciągu trzech dni kilka razy. 
Wiedziała, że z jej  ponad 80cio letnim podopiecznym dzieje się coś złego.
Że nie otwiera.
Ponoć powiedział jej, że leży na podłodze. Nie wiem kiedy, ale to nie ma znaczenia.
Ona jako opiekunka wie w jakim jest stanie, że nie ma nikogo, że jak ona nie przyjdzie, to on nie ma nic do jedzenia. Wie o tym, że czasem upada, bo nogi odmawiają mu posłuszeństwa.
Mimo tego zdecydowała się prosić o pomoc po 3 dniach...

Sądząc po smrodzie, ten pan leżał około 3 dni we własnych odchodach. skoro nie był w stanie otworzyć drzwi, nie mógł też przygotować sobie nic do jedzenia...

Na szczęście po przyjeździe policji, straży pożarnej i pogotowia okazało się, że sąsiadowi nic się nie stało. Jego stan został określony jako dobry.
To się w głowie nie mieści!!!!
Powinni zabrać go do szpitala na obserwację, choćby tyle...

Przekazałam opiekunce zupę dla tego pana. Piekę dziś ciasto - zaniosę. 
Jeśli będę mogła jakoś jeszcze pomóc, to pomogę, ale czy starszy, lekko zdziwaczały pan przyjmie pomoc?
A co z opiekunką?
Mam ochotę zgłosić jej zaniedbanie...


Po duszy i uszach krążą mi słowa
People, help the people....








Anjamit

Colorowych snów...

 Środa, 10 rano...
Krzątam się po mieszkaniu w piżamie jeszcze, bo jakoś tak nie mogłam się pozbierać.
Nagle skończyła się piękna jesień i została już tylko jesień.
Już nie ta złota polska, a szara i mokra.
Zaczęła się szaruga, co na mnie nie ma zbawiennego wpływu.

Pukanie do drzwi - kurier.
Zerkam ukradkiem na nadawcę podczas podpisywania protokołu odbioru i wraca mi humor.

Oto, co było w paczce







 Jakiś czas temu pani Agnieszka Czajkowska z ColorStories zwróciła się do mnie z ofertą współpracy.
Po zapoznaniu się z produktami pani Agnieszki poczułam się wyróżniona.
Zakochałam się bez pamięci w tych kropkach, grochach, pasach, kwiatach.
Ciekawa byłam tkanin, ich struktury i wyglądu poza obiektywem aparatu.

Początkowo miałyśmy z Hanią testować śpiworek.
Z racji tego, że Hania nie lubi takich wynalazków, poprosiłam o zmianę produktu do testowania i w ten sposób otrzymałyśmy kocyk oraz poduchę:)
A dzięki uprzejmości pani Agnieszki, mogłam wybrać kolor kocyka i poduszki.
Wybór padł oczywiście na jeden z moich ulubionych kolorów;)




Kocyk zapakowany był w estetyczne pudełko przewiązane granatową wstążką, do tego dołączony był bilecik z ręcznie wypisanymi życzeniami.




Testowane produkty to:

Kocyk z serii Cotton classic
Poduszka z serii I love carmel (oj i to bardzo:)




A testami zajęła się głównie Hania, choć nie ukrywam, że i mnie i mężowi zdarza się korzystać;)







 W kocyku zakochałam się zanim wyjęłam go z pudełka. Urzekł mnie jego kolor.
Teraz w zasadzie kocyk towarzyszy nam przez większą część dnia, a to za sprawą swojej miękkości.
ColorStories zadbało o najdrobniejsze szczegóły zarówno przy doborze materiałów, kolorystyki jak i przy wykańczaniu swoich produktów czy ich pakowaniu.
Poczułam się przyjemnie dopieszczona wyglądem przesyłki, a zwłaszcza jej zawartością.




ColorStories wzięło udział w Łódź Design Festival.
Nie bez przyczyny praca pani Agnieszki została wyróżniona nagrodą


Projekty jakie oferuje nam na swojej stronie zasługują na nią.
Dlaczego?
Bo nie biją po oczach "dzieciowatością".
Nie są krzykliwe.
Nie są tandetne.
Wręcz przeciwnie - będą rozwijały poczucie estetyki, a także dobry gust już od najmłodszych lat.
Poza tym, ColorStories zmieniają oblicze polskiego przemysłu dziecięcego.











 


W jednym z maili jakie wymieniłyśmy, pani Agnieszka napisała:

Wierzymy, że pokój dziecka to miejsce, które pozwala rozwijać wyobraźnię i wrażliwość. Dlatego tworzymy z pasją rzeczy wyjątkowe, dopracowane w każdym szczególe, takie, które kolorują sny. Nadajemy ciepłu i bezpieczeństwu niebanalną formę...

 Pani Agnieszko, Pani pasja do tworzenia jest widoczna w każdym detalu, a to czyni Pani produkty wyjątkowymi!
 








 Piękno produktów ColorStories sprawi, że będą one niezwykłą ozdobą dziecięcego pokoju ale także niezapomniany prezentem, jaki można podarować rodzicom spodziewającym się maluszka.

Już niebawem w ofercie firmy pojawi się kolekcja tworzona wraz z ilustratorką Agnieszką Raczyńską.
Z niecierpliwością czekam na efekty i nowe produkty. O ich jakość jestem spokojna - będą najwyższej jakości, bez niedociągnięć.



 A tak ColorStories kolorują sny Hani...





Więcej pięknych rzeczy znajdziecie na stronie ColorStories


klik

Cóż mogę jeszcze powiedzieć?
Mnie urzekły te kołderki, ochraniacze, woreczki, poduchy i śpiworki.
A kocyk? 
Okrywam się nim razem z Hanią - to mówi samo za siebie:)



Anjamit

Czas goni nas cały czas...

Oj goni i to bardzo...
Hance przebiły się dwie górne jedynki:)
Jeszcze chwila i będę miała w domu królika.
Oby tylko nie gilotynę.
Znając zamiłowanie Hanuszczaka do gryzienia zaczynam obawiać się o mój biust:/
Ale nie o tym chciałam...

Podjęliśmy wstępną decyzję odnośnie mieszkania.
Przeprowadzamy się, ale nie gratulujcie, proszę.
Jeszcze nie teraz.
Już tyle razy się cieszyłam na różne rzeczy, z których potem nic nie wychodziło.
Pogratulujecie mi w okolicach grudnia.
Albo i nie.
Czas pokaże.
Mam jednak nadzieję, że 1 grudnia będę mogła zaśpiewać razem z Florence
"Dog days are over..."


Owszem, po przeprowadzce standard życia nam się polepszy, ale ze względu na ciut większe wydatki stopa życiowa niekoniecznie.
No ale mamy do wyboru - zostać w norze i mieć więcej w portfelu, kosztem moich zwłaszcza nerwów, obaw o bezpieczeństwo nasze i Hanki, i wielu innych, albo mieć mniej w portfelu ale nie wkurzać się o to, że kuchnia pamięta lata 80 czy 70 (i to spokojnie), że jest niefunkcjonalna i okropna, że całe mieszkanie nadaje się do remontu, a właścicielka ma je gdzieś.
Owszem jak się coś zepsuje, to płaci za naprawę.
W sensie daje pieniądze "ale słuchajcie, tak do 100 złotych i jak możecie naprawcie to sami, bo ja nie umiem i nie znam nikogo, kto się zna..."
Na tym i braniu kasy za mieszkanie jej rola się kończy:/


Możliwe, że będę miała 2 dodatkowe kursy, a przynajmniej 1 w szkole językowej.
Mam nadzieję, że i to wypali.

Teraz z innej beczki:)

Hanka będzie się dzieliła:)
A czym? To już niebawem:)

Poza tym w najbliższym czasie będzie ciut kulinarnie, książkowo i ....
 ciiiiii budujemy napięcie:)
Będzie przytulnie:)

A teraz już
Dobranoc pchły na noc:)


Anjamit

Życie jest jak pudełko czekoladek...

...nigdy nie wiesz co Ci się trafi...
Każdy dzień przynosi nowe wyzwania, niespodzianki, radości, rozczarowania...
Taki emocjonalny kalejdoskop.

Za każdym razem gdy życie/ los nam coś zabiera, daje coś innego w zamian.
Zdecydowałam się na powrót na studia, teraz muszę z nich zrezygnować.
W zamian los stwarza nam okazję do tego, by na własne mieszkanie czekać w przyzwoitych warunkach. Ba! W pięknym mieszkaniu w kamienicy.
W mieszkaniu z piecem kaflowym.
Z garderobą.
Ze strychem.
W mieszkaniu, które ma to "coś", nawet jeśli nie ma w nim nic.

Kiedyś, lata temu, jeszcze w ogólniaku nie dostałam zaliczenia z matematyki. 
Czekał mnie egzamin komisyjny.
Totalnie się załamałam, bo matematyka to dla mnie czarna magia.
Do tej pory z resztą.
Moja przyjaciółka nauczyła mnie jednej rzeczy.
Bardzo mądrej rzeczy, za co do dziś jestem jej wdzięczna.

Opowiedziała mi o pewnej grze, w której chodzi o to by każdą złą rzecz jaka nas spotyka przekuć w dobrą.
Zapytałam ją jaki więc pozytyw widzi w komisie z matmy, bo dla mnie to koniec świata.
Odpowiedziała:
"Ciesz się, że nie z fizyki"

Oj tak...Ucieszyłam się i to bardzo, że to tylko matematyka, a nie fizyka.
Ta druga nie dość, że była dla mnie kompletnie niezrozumiała, to jeszcze nauczycielka napawała mnie przerażeniem.

Od tamtej pory choć to ciężkie, staram się w każdej przykrej sytuacji znaleźć coś pozytywnego.
Owszem, narzekam, czasem się użalam, czasem zbyt obnażam z mojego życia, ale taki jest mój sposób na radzenie sobie z problemami. 
Nie kiszę ich w sobie. Wręcz przeciwnie - wyrzucam. Gadam, tak długo aż wygadam.
Aż wypłynie ze mnie to, co mnie truje.
Nie oczekuję przy tym porad, użalania się, klepania po ramieniu, mówienia "będzie dobrze".
Wystarczy, że ktoś wysłucha.
Albo nawet niech udaje, że słucha.
Bo ja wiem, że mam w sobie siłę by walczyć.
Ja wiem, że dam radę.
I wiem, że w końcu jakieś światło w tunelu zobaczę.
Bo chcę.

Bo los zawsze daje coś w zamian. Tylko czasem ciężko to dostrzec...


Anjamit

Co oko widziało

Zgodnie z zapowiedzią dzielę się tym, CO OKO WIDZIAŁO:)
Niestety Gimp mi płata figle i zdjęcia są nieobrobione.
Grunt, że są:)


A Oko widziało:


To jest drugie śniadanie dwulatka, zapakowane do przedszkola....

Dawno Pana nie było, Panie Kocie;)


Ukochany krabik mamy:)


:)


Masz zgodę na zdjęcia??!!!


Po owsiance - najlepsze śniadanie:)


Wielki - Mały Lud:)


:*








Warzywa prosto z samochodu:)





Stoję:)


Na koniec muszę się pochwalić:)

TADAM:)


Sweetmilieu - bardzo dziękujemy
You Made My Day:)



Anjamit

AddThis