Dlaczego lepiej spać z kotem niż z dzieckiem?




Do takich przemyśleń nakłonił mnie jeden z komentarzy pod ostatnim postem <KLIK> i choć część z Was może być oburzona takim stwierdzeniem, to ja zaczynam dostrzegać więcej korzyści ze spania z kotem niż z dzieckiem;)

Tym razem...

Pierwszą ciążą się cieszyłam. Była planowana i wówczas uważałam, że całkiem świadoma. Teraz dopiero, gdy jestem w drugiej ciąży widzę, że wtedy z Hanią, świadome było tylko poczęcie. Dopiero teraz przy drugiej ciąży mam świadomość tego, co mnie czeka i świadomość wyborów jakie będę musiała podjąć przed i po narodzinach drugiego dziecka.

I to jest piękne:)

Na dzień dzisiejszy, choć swoją wiedzę na ten temat dopiero buduję, wiem, że chcę urodzić w domu. I choć zdanie mogę jeszcze zmienić tysiąc razy, to na chwilę obecną poród domowy to coś, co naprawa mnie spokojem i entuzjazmem.

Wiem też, że decyzję o szczepieniach odłożę na później. Nie pozwolę drugiego dziecka zaszczepić w pierwszych dobach po porodzie. Potem zaszczepię tylko na to, co uważam za słuszne. Nawet jeśli w perspektywie czasu ma to oznaczać utrudniony dostęp do żłobka czy przedszkola.

Mam zamiar utrzymać laktację do momentu narodzin drugiego dziecka. Nie wiem czy mi się to uda, w pierwszej ciąży miałam problem ze skracającą się szyjką macicy, a ta skracała się bezobjawowo...Nie znaczy to, że w tej będzie tak samo...

Dalej będziemy używać tylko naturalnych kosmetyków, lub tych o naprawdę dobrym składzie. Dalej mam zamiar nosić w chuście, może tym razem więcej kangurować. Znów wrócą wielorazówki, choć Hania teraz jedzie na jednorazówkach (to długa historia). Znów do kąpieli maluszka będę dodawała swoje mleko i znów mleko będzie pierwszym lekiem na ewentualne odparzenia. Znów mam zamiar stosować masaż Shantala.

Tym razem też nie dam sobie wmówić kitów, że mam robić jak mi ktoś każe, że ciemieniucha bierze się z nieprawidłowej pielęgnacji, że trzeba przepajać dziecko od początku. Tym razem nie dam sobie wmówić, że po ukończeniu 4 miesiąca muszę podać kaszkę (chyba jedyna rzecz, której uległam i czego żałuję). Tym razem nie zacznę  rozszerzania diety od słoika.

Jest jedna rzecz, co do której mam wątpliwości. Wspólne spanie...

Uważam, że to coś pięknego i choć z jednej strony nie chciałabym pozbawiać maluszka tej bliskości, to z drugiej spanie w 6 na łóżku nawet King Size, będzie męczące. Czemu w 6? Bo nie sądzę, żeby Hania nagle zrezygnowała z nocnych wypraw do naszego łóżka, choć staramy się przyzwyczajać ją do własnego. 2 dorosłe osoby, jedna niespełna trzylatka, jedno niemowlę i dwa koty, które zrzucone z łóżka wracają jak bumerang to trochę za dużo:)

Taki jest plan, a jak będzie? Czas pokaże:)

O tym jak Laszlo się bał...

Laszlo to mały chłopiec z typowym dla dzieci, małych i czasem tych większych, problemem. Laszlo bowiem boi się ciemności. A ciemność mieszka w jego domu. Co nocy wypełza ze swej piwnicy i oblepia sobą całe mieszkanie. Czai się wszędzie. Jej głos jest zimny jak szyba i skrzypiący...

Laszlo wymyślił sobie, że jeśli będzie odwiedzał ciemność, to ona nigdy do niego nie przyjdzie...Któregoś razu jednak przyszła...




A tymczasem u nas...

Tydzień temu w niedzielę świętowaliśmy urodziny Hani i choć za przygotowania wzięłam się w ostatniej chwili to jakoś to się wszystko udało. Głównie dzięki Ślubnemu, który ogarnął część kulinarną. Ja byłam w stanie posprzątać mieszkanie, zrobić urodzinowe girlanda i pierwszy w życiu tort. Dopadła mnie kompletna niemoc więc impreza była skromna. I niestety nie obyła się bez incydentów... Bo się Hance kontuzja ręki chwilowo odnowiła dosłownie na 5 minut przed imprezą. Gości zatem witałam roztrzęsiona i zapłakana ( bo już widziałam rozświetlony napis EMERGENCY).

Jak się potem okazało z ręką było nawet bardziej niż O.K.




Bo ja lubię gotować:)

Do książek kucharskich mam od zawsze słabość i choć "zbieram" je od dobrych kilku lat, to moja kolekcja jest mikrusieńka. To dlatego, że dopiero teraz mogę się kulinarnie wyszaleć. Mistrzem kuchni nie jestem i do Master Chefa raczej by mnie nie wzięli, ale gotować lubię. Tak po prostu:) 

Odkąd wprowadziłam tygodniowy jadłospis w nasze życie mam więcej możliwości żeby korzystać z moich książek i poznawać nowe dania. Bo ja nie cierpię nudy na talerzu. U nas to rodzinne, że jak coś się przejadło, to mija ochota na jedzenie w ogóle... Zatem eksperymentujemy z nowymi smakami. Jedne przepisy zostają z nami na dłużej, o innych staramy się prędko zapomnieć, a jeszcze inne stają się inspiracją do własnych pomysłów:)

Z czego korzystam przy tworzeniu jadłospisu? Najczęściej z poniższych książek, choć nie są to wszystkie moje pozycje kulinarne, to zdecydowanie zasługują na uwagę:)

Oszczędzasz na jedzeniu?

Ponoć Brytyjczycy maja problemy z marnowaniem jedzenia. Śmiem twierdzić, że nie tylko Brytyjczycy , a większość świata. Kupujemy za dużo, bo była okazja, bo czasem więcej znaczy taniej. Kupujemy niepotrzebnie, tylko dlatego "bo w promocji". Taki konsumpcyjny styl życia mało tego, że rujnuje nasze portfele, to przyczynia się do problemów z wagą, a w konsekwencji ze zdrowiem.

Na jedzeniu ponoć nie powinno się oszczędzać. A ja Wam powiem, że można, a nawet trzeba. Jeśli zaoszczędzicie na jego ilości, nie będziecie musieli szczędzić na jego jakości! Brzmi jak banał, a jednak...

Nie nowością jest, że staram się zdrowo żywić rodzinę. Różnie mi to wychodzi, czasem też lubimy zjeść marketową pizzę czy curry Pataksa. Niemniej jednak pewnych rzeczy kupujemy, bo nie  lubię płacić za syf dodawany do jedzenia niepotrzebnie. Raz, że dzięki temu jemy zdrowiej, dwa - oszczędzamy. Ale po kolei! 

Oto moje sposoby oszczędzania na jedzeniu:

1) To co możesz rób sam\a. Wiem, nie wszystko się da, nie zawsze jest czas i ochota. Pomyśl co możesz robić własnoręcznie. Nie kupujemy serków do smarowania, robimy je sami. Są zdrowsze, smaczniejsze i tańsze. Staram się też robić własne mleko roślinne dla Hani ( aktualnie kupujwmy, bo młoda ma fazę na orzechowe, a mój blender padł). Wszelkie pasty kanapkowe też robimy sami, w planach są własne kostki rosołowe i wędliny.

2) Zrezygnuj z przypraw typu Vegeta, Kucharek czy Maggie. Wierz mi, bez tego można smacznie gotować! A przede wszystkim o wiele zdrowiej! Warto mieć coś w zapasie na wypadek, kiedy spodziewasz się gości, a danie jakieś bezpłciowe wyszło...

3) Rób tygodniowe menu przynajmniej na obiady. To moim zdaniem najlepszy sposób oszczędzania na jedzeniu. Zakupy robisz pod konkretne dania i w konsekwencji wydajesz mniej pieniędzy. Dodatkowo masz wgląd w jakość Waszego żywienia i trzymasz rękę na pulsie jeśli chodzi o naturalną suplementację:)

4) Zastosowanie powyższego punktu w oparciu o tabelę żywieniową pozwoli zrezygnować ze sztucznych suplementów. Pod warunkiem, że zachowasz różnorodność jedzonych dań:)

5) Jeśli po posiłku zostało coś w garnku, nie wyrzucaj. Schowaj do lodówki lub zamrażarki. Dobrym sposobem jest wprowadzenie jednego dnia w tygodniu, kiedy wyjada się właśnie "resztki". U nas się to nie sprawdza, bo jeśli już coś zostaje ( a zostaje rzadko), to któreś z nas zjada na kolację lub też Ślubny bierze do pracy ( najczęściej ta druga opcja)

6) Sprawdzaj ceny i składy. Wysoka cena nie zawsze idzie w parze z jakością produktu!!! Patrz też na opakowania! Bo dla przykładu tańsze pomidory w puszce nie są izolowane białą powłoką od metalu, a powinny być ze względu na ich kwasowość. Najlepiej wybierać te w słoikach, albo latem robić swoje:) (w tym roku niestety nie udało się nam ze względów logistycznych)

Macie swoje pomysły na dobre oszczędzanie na jedzeniu? Podzielcie się, chętnie wdrożę nowe:) A jutro o tym co mi pomaga w tworzeniu tygodniowego jadłospisu:)


Kokarda - tutorial

Ogromnie dziękujemy Wam za gratulacje i wszystkie ciepłe słowa po ostatnim poście:) Sprawiacie, że to oczekiwanie jest jeszcze milsze:) 

Została wywołana do tablicy, a raczej do pochwałę nią się brzuchem. Jeszcze nie ma czym, ale i na to przyjdzie pora:) Tymczasem nie przedłużając...

Przyszedł czas na pierwszy prawdziwy tutorial na moim blogu:) Moja bezsenność, jak się okazało ciążowa, ma dwa etapy - ten sprzed testu, kiedy noce spędzałam na przeglądaniu blogów i pinteresta i ten po teście, kiedy to noce spędzam na przeglądniu cudowności, które mogę zrobić dla siebie, Hani czy maluszka. Na pierwszy rzut poszła opaska na ciążowy brzuszek znaleziona o TUTAJ 



Co nas czeka w 2014?

Kilka dni temu po przeczytaniu radosnej nowiny, którą podzieliła się Olga, uśmiechnęłam się życzliwie pod nosem. Bo choć Olgi nie znam osobiście, to jej bloga śledzę praktycznie od początku mojej przygody z blogowaniem. Mocno im kibicuję i wierzę, że ten rok będzie dla nich wyjątkowy.

Ale nie tylko dla nich:)


Co robisz? Siedzę w domu...

Z dzieckiem rzecz jasna.
I tyle?!

Kobieta na macierzyńskim czy wychowawczym to dla większości społeczeństwa kobieta siedząca w domu z dzieckiem lub kilkorgiem. Nie posunę się do stwierdzenia, że to pasożyt, bo moim zdaniem te czasy minęły (a przynajmniej naiwnie w to wierzę). Stwierdzenie "siedzę" oznacza nie mniej, nie więcej niż zaleganie dolną częścią ciała na krześle, fotelu, kanapie, czy co tam akurat się pod ową częścią znajduje. Przyznacie chyba, że wydźwięk ma definitywnie pejoratywny...

Nie lubię tego określenia i już! Choć niestety zdarza mi się go używać. Chwilowo nie pracuję zawodowo. Uczę naszą córkę życia (określenie wychowuje też mi nie siedzi). Ale na litość! Nie siedzę z założonymi rękoma. Staram się wykorzystać dany mi czas na rozwijanie siebie, bo dzięki temu rozwijam i ją. Uczę się szyć na maszynie, uczę się drutów, przygotowuje się do wolontariatu, mam w planie kurs z nauczania dorosłych i pewnie jeszcze coś do głowy mi przyjdzie. Bo nie lubię stagnacji.

Czy można być aktywną kobietą gdy się nie jest aktywną zawodowo? Oczywiście! Wystarczy chcieć. Owszem, łatwiej być aktywną, gdy sytuacja finansowa jest dobra, gdy ma się rodzinę pod ręką, która zajmnie się dzieckiem. Ale wierzcie mi, że ZAWSZE jest jakiś sposób! Wystarczy chcieć.

Nasza sytuacja finansowa w Polsce była gorzej niż kiepska, Ślubny po 12 godzin w pracy, moi rodzice daleko, a teściowie początkowo niechętnie zostawali z Hanią. Chciałam coś robić, a na kursy niestety nie było nas stać, podobnie jak na maszynę do szycia i wiele innych... A ja chciałam COŚ. Ba! Ja nie chciałam, ja MUSIAŁAM! 

Zaangażowała się więc w kieleckim Klubie Mam prowadzonym przez dwie cudowne Kobiety. I choć mój udział był mikroskopijny, to już to wystarczyło by poczuć energię, naładować akumulatory i poprawić sobie samopoczucie. Hankę mogłam mieć przy sobie, bo nie miałam innej możliwości.

Jeśli masz poczucie, że stoisz w miejscu, że przez to macierzyństwo Cię przytłacza, to choć na chwilę przestań być mamą i pomyśl o sobie. Zapisz się na kurs wizażu, masażu, szybkiego czytania, czy to tam chcesz. Jeśli nie masz pieniędzy, spróbuj pożyczyć od  rodziców, teściów czy kogoś zaufanego. Jeśli nie masz takiej możliwości, to też nie koniec świata! Jest masa rzeczy, które można robić za darmo!

Rozejrzyj się, czy w Twojej okolicy nie ma jakiegoś klubu mam czy rodzica, czy nie ma jakichś szkoleń darmowych, a może lokalna szkoła, biblioteka lub inna instytucja potrzebuje kogoś do pomocy? A może sama założysz jakiś klub? A może postawisz na siebie i zaczniesz robić na drutach lub wyciągniesz z domowych czeluści szydełko, a może maszynę? Może masz talent do pisania? Może uwielbiasz śpiewać  i zawsze chciałaś coś w tym kierunku robić? A może to dobry czas żeby odnaleźć w życiu pasję?

 Możesz też zrobić kawę, położyć nogi na stół, włączyć telewizor i dalej zapytana odpowiadać "siedzę w domu z dzieckiem".



Drugie Urodziny

Hanka od jakiegoś czasu mówi o sobie "duzia" i mimo tego, że dla mnie nadal jest małą dziewczynką, którą do niedawna pod sercem nosiłam, to nie da się ukryć, że urosła... 

Zrobiła się bardziej niezależna, przynajmniej w jej własnym mniemaniu, bardziej rozmowna i odważna.Wyraźnie teraz widać jej charakter. A ten ma mocny, od początku taki miała. Już w ciąży z nią wiedziałam, że to będzie charakter i nie raz się śmiałam, że inaczej być nie może bo "matce jaja urosły". 

Ale Hania jest też wrażliwa i empatyczna, mimo tego, że nadal próbuje testować na nas zęby. Jest też dzieckiem nad wyraz poważnym, co nie ułatwi jej życia. Pod wieloma względami jest moją kopią i jeśli tylko uda mi się nie przelać w nią pewnych wątpliwości to wyrośnie na silną i pewną siebie kobietę, która będzie bardziej odważna, bardziej stanowcza, niezależna i otwarta.






Hania własnie zobaczyła autobus:)




Wczoraj skończyła dwa lata i choć dla mnie zawsze będzie małą dziewczynką z łobuzerskim uśmiechem i najmłodszym głosem na ziemi, to gdzieś tam w przyszłości widzę ją stawiającą pierwsze kroki na studiach, w pracy, w dorosłym, samodzielnym życiu. I choć czekam na to i chcę w tym uczestniczyć to dziś pragnę jednego... Zamknąć w moich ramionach i nigdy, nigdy z nich nie wypuścić.

Się szyje:)

Na razie jeszcze niewiele, ale się szyje:) O maszynie zamarzyłam będąc jeszcze w ciąży z Hania, ale dopóki byliśmy w Polsce maszyna pozostawała jedynie w sferze marzeń. Mogłam ją sobie co najwyżej narysować... Marzenia są potrzebne, bo to one zmuszają nas do działania, ale dobrze jest je spełniać i robić miejsce kolejnym. Bo życie bez marzeń to życie smutne.

W końcu przyszła! Jest! Moja, wymarzona, wyczekana:) a mnie pozostaje teraz nauczyć się szyć coś bardziej skomplikowanego niż pościel dla lalki. Choć i ta nie wyszła najgorzej, mimo tego, że była szyta z tego co było pod ręką ( przecież nie będę się uczyłam na Riley'u Blake'u) i o 2 w nocy. Nie lada wyzwanie przede mną bo dzieć stwierdził, że skoro maszyna w domu, to jest JEJ. Podobnie jak nici, tkaniny, nożyczki i inne... I weź tu wytłumacz dwulatce, że nie wszystko jej co zpw zasięgu jej wzroku... Dziwne, że do JEJ bałaganu się nie przyznaje....





Praca została zaakceptowana okrzykiem "BABCIA USZYŁA!" co uznaję za komplement:D W końcu Babcia szyje pięknie;)






Nie tylko maszyna uradowała moje serducho. Ślubny zrobił mi niespodziankę kupując obiektyw portretowych do naszego aparatu:) o którym notabene też marzyłam i wspominałam wielokrotnie. Niby pod pretekstem zrobienia zdjęć do paszportu Hani, ale powód nie jest ważny:) Swoją drogą, czeka nas podróż do Manchesteru w sprawie rzeczonego paszportu, wiem, że w moje progi zagląda przynajmniej jedna osoba z Manchesteru właśnie:) Może uda się spotkać na kawie? :)







Widać różnicę, prawda? Cieszę się jak dziecko, bo w końcu będę mogła Hani robić porządne zdjęcia. Zyska też na tym blog:D W końcu nie piszę go tylko dla siebie, więc dobrze by było, żeby wyglądał porządnie;) A jeśli jesteśmy przy temacie bloga, to tych z Was, którzy jeszcze nie wypełnili ankiety nieśmiało proszę o uczynienie mi tej przyjemności:) Dla niektórych to może kwestia przypodobania się czytelnikom, ale do diaska, gdybym miała nie liczyć się z Waszym zdaniem to musiałabym pisać do szuflady lub w internetową otchłań. A ja chcę żeby to miejsce było takie też trochę Wasze:D 





Emergency

Ostatnie dni upływają nam pod znakiem EMERGENCY. Dosłownie i w przenośni...

Środa, późny wieczór (dla niektórych głęboka noc), okolice 22. Tak moje dziecko chodzi diabelnie późno spać (a temu kto uważa, że to z powodu naszej nieudolności pokazuję środkowy palec). Wykłócam się z Hanką o to, że zęby trzeba myć, bo bakterie, próchnica, bo królik z książki też nie mył i to dlatego teraz siedzi i płacze podczas gdy jego brat zajada marchewkę, że bez wymycia nie ma wieczornego mleka... Oczywiście, że Hanka jest w opozycji i oczywiście, że pomagam jej odnaleźć drogę do łazienki...

Niestety nie przewidziałam tego, że Młoda będzie się wyrywała i chwyciłam ją w najgłupszy z możliwych sposobów. Tak jak wielu rodziców chwyta swoje dzieci do "huśtawki", za dwie ręce... W ten sposób zawieszoną planowałam zanieść do łazienki tuż obok jej pokoju. Tyle tylko, że w pewnym momencie Młoda się próbowała wyrwać...

W ten sposób zaliczyliśmy pierwszą wizytę na pogotowiu. W dodatku jeszcze bez dokumentów Hani, które HM Revenue postanowiło zgubić... Nie byłoby to problemem gdyby nie fakt, że Ślubny postanowił się pokierować złotą radą uzyskaną Bóg wie od kogo, aby najpierw załatwić sprawę benefitu na dziecko (który tutaj należy się niemalże każdemu). W ten oto sposób dokumenty Hani trafiły najpierw do HM Revenue zamiast do służby zdrowia...

Pojechaliśmy więc na pogotowie z obolałym dzieckiem bez dokumentów i z pełną świadomością tego, że dziecko nie istnieje w rejestrach służby zdrowia...

Przyjęto nas bez mrugnięcia okiem, bez wyrzutów, że nie mamy dokumentów i że dziecko nie jest zarejestrowane. To już było dla mnie sporym szokiem, bo po doświadczeniach z rodzimym NFZ byłam pełna obaw, że cały szpital usłyszy... Zatem plus dla angielskiej służby zdrowia za wyrozumiałość.

W poczekalni czekaliśmy troszkę pełni obaw o to co usłyszymy od lekarza. I tu znowu zaskoczenie, bo lekarz podotykał rękę Młodej dosłownie przez chwilę po czym puścił, przeprosił ją za sprawienie bólu i zapytał nas czy dziecko zostało podniesione za dwie ręce. Potem stwierdził, że już powinno być ok, bo kość wskoczyła na swoje miejsce bo słyszał takie charakterystyczne kliknięcie, kazał dać leki przeciwbólowe i wrócić jeśli ból nie minie w ciągu 24 godzin.

Wizyta trwała góra 5 minut a my wyszliśmy ze szpitala zdezorientowani jeszcze bardziej niż w dniu wypisu po narodzinach Hani. Że jak to? Że tylko podotykał i już? Że bez zdjęcia żadnego? Że bez żadnych poważnych zaleceń? Że nie opieprzył z góry na dół? 

Drugi plus dla angielskiej służby zdrowia za jakość obsługi, za brak niepotrzebnego narażania dziecka na promienie RTG i za brak idiotycznych komentarzy i oceniania. Ręka Hani ma się dobrze, a my bezskutecznie próbujemy zapisać się na termin w konsulacie. Niestety z racji przeprowadzki konsulat jest chwilowo nieczynny...

Poza tym napis EMERGENCY pojawia mi się przed oczyma za każdym razem kiedy przez myśl przemknie mi pielucha bądź nocnik. Bo Młodej absolutnie nie przeszkadza morka czy brudna pielucha, a odkąd nasze wielorazówki przestały zdawać egzamin i zmuszeni byliśmy przejść na jednorazowe, problem się nasilił. Nocnik? Fajny, można czasem siku zrobić ku uciesze matki. Względnie wszystkie swoje pluszaki kolejno nań wysadzać.... A brak pieluchy skutkuje przebieraniem nawet co 5 minut.

To teraz już wiecie dlaczego milczę jak zaklęta...


P.S. Przypominam o ankiecie:D
http://www.interankiety.pl/interankieta/2bab18c68d636a2e726710b0124251c7.xml

Emigracyjne przemyślenia

Podczas dzisiejszego (pierwszego) spotkania przygotowującego do wolontariatu w Children Centre poznałam Virginię z Bułgarii. I tak sobie rozmawiałyśmy o życiu tutaj i emigracji w ogóle i wyszło nam, że najgorsze co można zrobić na emigracji to zasiedzieć się w domu i zamknąć w swoim własnym świecie. To taka śmierć socjalna na własne życzenie. 

Owszem, ciężko się przełamać, ciężko mając dziecko zrobić coś dla siebie, wyjść gdzieś i poznać kogoś. Ale Anglia daje niesamowite możliwości spędzenia czasu z dzieckiem, wyjścia do ludzi, rozwijania się. Niekoniecznie za wszystkie pieniądze.... 



Zacznę (i pozostanę) od siebie... po pierwszym przypływie energii pod tytułem "róbmy coś, cokolwiek, ale róbmy" przyszło otępienie i rozleniwienie. Nie będę zwalała wszystkiego na karby świątecznego lenia utrzymującego się na dwa tygodnie po świętach bo to by było kłamstwo. Coś mnie dopadło. Coś czego nie chciałam nikomu pokazywać, zwłaszcza na blogu. To coś kazało mi siedzieć w domu pod byle pretekstem i może tylko od czasu do czasu wyjść do znajomych. A ja mam tak, że im więcej siedzę w domu, tym trudniej ze mną wytrzymać...

I jak ja się cieszę, że zadzwonili z tego Children Centre wczoraj po 17 mówiąc, że jutro (czyli dziś) rusza szkolenie. Co z tego, że w ostatniej chwili, co z tego, że tak z nienacka, co z tego, że dowiedziałam się na końcu... Na szczęście Ślubny miał dziś drugą zmianę, więc mogłam pójść. Cieszę się, bo mi lepiej. Bo robię coś dla siebie, bo może będę tworzyła razem z resztą coś fajnego, fajny zespół ludzi, którzy robią to, co lubią, a może kiedyś zaowocuje to pracą na etat? 

To o czym piszę nie dotyczy tylko mieszkania za granicami ojczyzny. Zamknąć się w swoim domu i swoim małym świecie można wszędzie bez względu na miejsce zamieszkania. Tyle, że w kraju jest rodzina i grono znajomych budowane przez lata. 

Hania też korzysta na moich wyjściach. Bo wracam radosna do domu, bo mniej rzeczy mnie irytuje, bo łapię ten oddech i mały zastrzyk energii. A to i tak na niewiele starcza, bo moje dziecko weszło w wiek nieustannej przekory. We wszystkim jest na NIE i nawet wyjścia na spacer stały się jakimś koszmarem i ciągłą przepychanką. Zatem tym bardziej wyjście z domu jest mi potrzebne. Inaczej ukiszę się we własnym sosie i za jakiś czas będę narzekała na swój emigrancki los....

A obiecałam Wam, że nie będę i wierzę, że mnie przywrócicie do pionu jeśli się to zdarzy:D

Mam do Was prośbę...
Pomóżcie stworzyć MLM jeszcze lepszym i bardziej przyjaznym miejscem. Wypełnijcie ankietę, która zajmie Wam chwilę. Prócz pytań zamkniętych, są też otwarte - nie pomijajcie ich proszę, one pozwalają poznać mi Wasze zdanie:)


Dziękuję<3

P.S. O Children Centre jeszcze napiszę, bo jest o czym:) Musze tylko zrobić zdjęcia:D

Śpiewam i tańczę i jem pomarańcze...

Akurat...Pomarańcza... ;D

Tak mi się spodobała TA torba, że nie mogłam się oprzeć, żeby nie zgapić pomysłu. W końcu powiedzmy sobie szczerze - w większości przypadków okazuje się, że pomysły na które wpadamy, ktoś wcielił w życie wcześniej... No więc zgapiłam pomysł, ale do jego realizacji użyłam innych środków:P I nieskromnie powiem, że całkiem nieźle to wyszło:D

W planie mam zakup kolejnych kolorów i zrobienie czegoś naprawdę fajnego:D Ale po kolei i powoli. Najpierw należy dokończyć to, co należy dokończyć najpierw... No rewelacyjna myśl życiowa mi wyszła:) A mam do takich talent (Najpierw należy zjeść to, co należy zjeść najpierw)...

Zatem w ramach małej odskoczni od drutów stworzyłam torbę:D 










Torba jest małym prezentem, mam nadzieję, że obdarowana się ucieszy:) Jeśli nie, będę miała pretekst by zrobić kolejną;D




Już wiem, że sobie też muszę zrobić taką torbę. Nie wiem jeszcze tylko w jakich kolorach i jaka grafika, ale K O N I E C Z N I E !!! Można nosić na zakupy, można jako torebkę, można po książki do biblioteki, no i można zamiast torebki na prezent:) Swoją drogą to byłoby bardzo ciekawe rozwiązanie, do tego praktyczne i jakże sympatyczne:D Taki podwójny prezent:)

A Wy gustujecie w płóciennych torbach?


P.S
Kochani, od jakiegoś czasu próbuję zmienić to miejsce na lepsze, mam już cudowny baner i logo, będą kolejne zmiany, ale potrzebuję też Waszej pomocy. Chcę nadal w miarę możliwości pisać także po angielsku (choćby tylko dla siebie) i stąd moje pytanie - w jakiej formie? Kursywa, inna czcionka, inny kolor, rozmiar? Tekst polski przeplatany z angielskim jak do tej pory czy może jakaś inna forma publikowania? A może jednak tylko język polski z możliwością tłumaczenia? Pomóżcie proszę, bo nie chcę by czytanie bloga było dla Was uciążliwe:D 



W nowym roku - In the new year...

Nigdy nie byłam dobra w noworocznych postanowieniach i w związku z tym nigdy nic sobie nie postanawiałam na nowy rok. Do dzisiaj:)

Nie stawiam sobie wysokich celów,  nie mam zamiaru zrzucać 10 kilo ( byłoby ciekawie), uczyć się mandaryńskiego, skakać na bungee ani też zostać blogerę roku;)

I have never been good in making new years statements and therefore I've never made them. Till now:)I don't set up high demands on myslef. I don't want to loose 10 kilos (that would be fun), learn mandarinian, jump on bungee or be a blogger of the year...

My new years statements are very self developing, and I want:

Moje postanowienia mocno dotyczą samo rozwoju. Bo chcę:

1. Podszkolić się w robieniu na drutach. Może nie do końca tak, by swetry od razu robić, choć kto wie:) Zakładami proste ściegi i wzory ażurowe, opanowanie skrótów angielskich, nauczenie się robienia w technice magic loop, a dokładnie dodawania oczek. Opanowanie tych rzeczy umożliwi mi wiele:)

Be better in knitting. Maybe not sweaters but easy lace patterns, english abbreviations, magic loop technique (picking up stitches in magic loop). Learning those few will let me do quite a lot:D

2. Dokończyć tajny projekt, którym się podziela niebawem:) chcę przygotować porządnego tutka, ale do dokończenia tego potrzebna jest maszyna....

Finish my project which I started long time ago, but I need a sewing machine to do that...

3. Opanować maszynę do szycia - YES! YES! YES! maszyna zamówiona, może nawet już w drodze:) zatem 2014 rozpoczynam spełnieniem największego z moich ostatnich marzeń i jednocześnie ogromnym wyzwaniem. Bo musicie wiedzieć, że zdeterminowana jestem i to bardzo:)

Learn how to sew on sewing machine - YES! YES! YES! Sewing machine has been ordered, maybe even on it's way:D SO I start the new year with one of my biggest dreams coming true:D That is a challenge for me, but I am desperate to learn:D

4. Więcej robić, mniej gadać, a myśli zmieniać w plany i czyny - ho ho! To dopiero wyzwanie:-) 

Do more, talk less and change plans into action - and that is a challenge!

5. Wrócić do jogi - KONIECZNIE!!!

Get back to yoga - obligatorily!!!

6. Zadbać bardziej o siebie! Pójść do fryzjera, kupić szminkę i/ lub błyszczyk, częściej malować paznokcie, albo zrobić hybrydy, bo ja trochę leń jestem a manicure nie jest moją mocną stroną...

Take care of myslef! Go to the hairdresser, buy a lipstick, paint nails more often or have my nails done..as I'm being lazy and manicure is not my strong side....

7. Znaleźć więcej czasu na zabawy z Hanką - seriously, wysprzątany dom nie jest ważniejszy od mojego dziecka, a szczerze powiedziawszy - jej do niczego nie potrzebny na tym etapie. No chyba, że tylko po to, by zaraz napsocić i bałagan na nowo zrobić.

Find more time to play with Hania - seriously, tidied home is not more important from my child, and honestly she doesn't need it on this stage. Maybe only for making mess from the beggining...

8. Mniej czasu przy komputerze (tablecie i innych ustrojstwach) - a znajdzie się czas na wszystko...

Spend less time in fron of the computer (tablet or other crap) and I will find time for everything...

No to tyle, na początek;D Żeby nie przedobrzyć:) Bo istnieje ryzyko, że im więcej założę sobie, tym mniej zrealizuję... a tego bym nie chciała, bo fajne cele sobie wybrałam. "Fajne" - co to za słowo w ogóle?... Dobre cele wybrałam i ich będę się trzymała. No może jeszcze dorzucę więcej czytania.

So that's for the beggining:) There is a risk that the more I put on myslef the less I will do and that's the last thing I want to! I have choosen good goals and I have to stick to them:) Well maybe I should add one more... - more reading:)

No to miłego ;D

P.S. Pewnie już zauważyliście zmiany na blogu:) To zasługa Dominiki z Mommy Draws. Raz jeszcze ogromnie dziękuję:* A Wam jak się podoba? Ja jestem pod wrażeniem :D


O wymiance

To była pierwszy raz kiedy organizowałam wymiankę blogową i choć przy jej organizacji popełniłam kilka błędów, to zabawa była udana. Następna wymianka będzie lepiej zorganizowana:)

Niestety mój prezent dotarł do Basi długo po planowanym czasie z wielu powodów, ale mam nadzieję, że wysiłek włożony w jego przygotowanie wynagrodził długi czas oczekiwania:)

Poniżej chcę Wam pokazać moje prezenty dla Basi i jej małego chłopca Jonatana. Chciałam zrobić coś innego, ale nie mogłam dokończyć pracy w terminie więc pomyślałam, że prędzej będzie jak podaruję projekt, który zaczęłam będąc w ciąży z Hanią. To miało być dla niej, ale że nie miałam czasu by dokończyć ani miejsca by powiesić, to projekt leżał zapomniany. Do czasu....

Miało być prędzej, ale nie było, bo haftowanie przy Hance to wyzwanie tak duże jak robienie przy niej na drutach...Muliny porozwalane, igły pogubione....


It was the first time I have ever organised something like that but even though I' ve made some mistakes I really enjoyed it. Now I know that The next blog swap will be better.

Unfortunatelly my gift was much behind the time from many reasons, and that is the part which I did not enjoyed at all and wasn't proud of... But I do hope that all my efforts could be seen in the gifts and alao that they compensate the long awaiting.

Those are things I've made for Basia and her little boy Jonatan. I was supposed to make something different, but as I couldn't finish the work in the established (unfortunatelly by mysefl) time I decided to finish and give a project which I starter being pregnant with Hania. It was suppose to be for her, but as I didn' t have time and place for that before moving to England  I have completely forgotten about it.









To był najlepszy prezent jaki mogłam dać Basi, a raczej małemu Jonatanowi. Prezent wypełniony miłością:)

Basia z kolei otrzymała włóczkową bransoletę na gotowej bazie, kilka mini klamerek ze świątecznym motywem, coś słodkiego i coś drobnego za długie oczekiwanie:)

That was the best I could give to Basia or rather, to little Jonatan. A gift which was filled with love:)

Basia herself got a yarn bracelet made on the ready-made base, some Christmas mini pegs and of course something sweet plus something small for a long long time she nad to wait.









W ten sposób jesienna wymianka zamieniła się w świąteczną wymiankę... No prawie...
Ja sama również długo czekałam na swoją paczkę, gdyż z racji drogiej wysyłki do Anglii podałam Brydzi adres moich rodziców. Dostałam swój prezent w paczce świątecznej od moich rodziców i mimo, że wszystko widziałam już na Skype to i tak zrobiło to na mnie wrażenie. A oto, co otrzymałam od Brydzi:)

In that way my autumn exchange nas turned up in to a Christmas exchange... Well almost...
I have also waited long for my gift as I gave Brydzia my parents address so she didn't have to pay a lot for the postage. I have finnaly got a gift from her in the Christmas parcel from my parents ( I' ve seen everything on Skype before). And this is what I was given by Brydzia:)








Zakochałam się w tych żołędziach już dawno temu, nie wiem Brydziu skąd wiedziałaś, ale trafiłaś w dziesiątkę, bo o takich marzyłam:) Dziękuję raz jeszcze:) A książeczka na słówka Hani jest rewelacyjna:) Mis z kolei już znalazł nową właścicielkę - teraz należy do lali;)

I absolutely love those acorns:) I don't know how did you know what to give me but I dreamt about them:) Thank you once again:) I Aldo really like the notebook for Hania's words:) great idea!
Hania got a little Teddy which now belongs to her doll:)

Mam nadzieję, że wszystkie osoby biorące udział w wymiance były zadowolone z prezentów nawet mimo problemów z paczkami, które albo ginęły, albo wracały:)

Jej własne 4 kąty!

Pozazdrościłam. Najnormalniej w świecie... Ale wiecie, tak pozytywnie pozazdrościłam Ewce i Kaiowi ich własnych domostw. Myślałam i myślałam o tym jak tu Młodej coś takiego, przecież maszyny nie mam i nawet nie wiem czy szyć umiem (dobra, dobra zszycie i wypełnienie woreczków, to nie szycie:P). No ale znam kogoś, kto szyć umie cuda, choć sam w to nie wierzy...

Chwytam więc za telefon i mówię, że zapotrzebowanie jest. Siedli wszyscy* i powstało cudo:) (Trochę wygniecione, ale diabelnie ciężko to wyprasować, więc prostuje się samo na stole:) )

I did envy Ewa and Kai their own homes, but positively - just really wanted THAT for Hania. I was thinking and thinking how to get such a thing as I don't have a sewing machine and I don't know if I can sew...But I know someone who can and do it perfectly:) Even if she doesn't belive in that...

Co I grabed the phone and said that there is a reqest:D So THEY* sat alltogether and the marvel has been created:D 











A w domku miejsce na książki, lale, przekąski, dziecko i kota. Jest tak przytulnie, że wychodzić się nie chce. Domek celowo został podarowany Hance przed Świętami, żebym mogła zrobić coś w kuchni nie mając wyrzutów sumienia, że dziecko z tabletem śmiga przerabiając wszelkiej maści bajki i piosenki dziecięce, bo przecież ileż można z matką ciastek piec? I w ten sposób robotę świąteczną zatrzymałam na dobre, bo Hanka zaciągnęła mnie do domku i czytać nakazała:) Tak więc z domku korzystają wszyscy, łącznie z kotami;D

There is a place for books, dolls, some snacks, a kid and for a cat. It is very cosy inside:D Even for such a big kiddo as I:P We gave Hania the house before Christmas so I could prepare something in the kitchen, but at the end she draged me inside and made me read her books:) So we all use the house. Including cats:)


Powstało jeszcze inne cudo ot taki PuffIk do siedzenia, leżenia, noszenia, targania za sobą po podłodze i innych zadań specjalnych.

They also created a puf to seating, laying, pulling and many more:)









Prośba - piszcie komentarze co sądzicie o domku i PuffIku:D 
Please write your opinions in  comments:D

Jeśli ktoś zainteresowany posiadaniem takich cudów, to piszcie na maila:D Maile zostaną przekazane pod właściwy adres:D 


*A kto siadł? / Who made it?
Tato - projekt, wsparcie psychiczne/ Dad - project, mental support
Mama - projekt, wykonanie / Mum - project, realization
Siostra - nadzór estetyczny;) / Sister - esthetic supervision


I jak sie podoba?

How do you like it?

EDIT: Stelażem domku jest nic innego jak stół kuchenny:D w związku z tym nic nam nie "zagraca" przestrzeni - idealna "zabawka" dla małych przestrzeni:)

AddThis