A u nas....

A u nas jak się dzieje...

Decyzja o wyjeździe Ślubnego zapadła.
Bilet kupiony.
Od wieczoru 10 kwietnia będę słomianą wdową, a Hanka połowiczną euro-sierotą.
W związku z powyższym muszę się pożegnać z ostatnio podjętą pracą.
Nie ogarnę odprowadzania Hani do żłobka, dojazdów do pracy po ok 1 h w jedną stronę plus praca po 8 godzin, do tego sprzątania, gotowania, prania, prasowania i HAnkowych rehabilitacji.

Tak, Hania ma zalecone rehabilitacje.
Byłyśmy dziś na wizycie podczas której pani neurolog obejrzała Młodą i stwierdziła, że rozwój ruchowy jest opóźniający. Czyli nie opóźniony ale z tendencją do. 
Miałam rację twierdząc, że Hanka mocno przystopowała z rozwojem ruchowym.
Na samodzielne chodzenie dała nam 2 miesiące.
Poza tym Hania brzydko siada - to też do rehabilitacji.
Pani neurolog zauważyła jeszcze asymetrię, którą ja zauważyłam daaaaawno temu, ale nie byłam pewna czy to to, bo raz widziałam, raz nie. Ktoś potem też rozwiał moje wątpliwości, potem Hania zaczęła się więcej ruszać i nie było już tego tak widać.
A dziś się okazało, że jednak jest tendencja do przechylania główki w prawo.
Zatem po świętach zaczynamy rehabilitację 2 razy w tygodniu.

Będę miała co robić.

Zaliczyłyśmyteż wizytę u ginekologa w sprawie Hankowej synechii.
Pani ginekolg stwierdziła, że jest czysto. 
Tzn. brak jakiegokolwiek sklejenia.
Już sama nie wiem co o tym myśleć, bo pediatra stwierdziła, że jest.
Na razie temat zamykam, nie będę biegała z tym po lekarzach. Zostawiam do obserwacji.

To chyba tyle w dużym skrócie.
Teraz pozostaje mi cieszyć się ostatnimi chwilami przed rozłąką.
Bo będzie ciężko, ale wiem, że dam radę.
Kiedy trzeba mam twardy zad.

A na koniec trochę Hanuszki:)


U tatusia najlepiej:)



Będę zła i tyle!
I tak się dobiorę;)





Anjamit

SNS Medela

Miałam nie pisać o SNS, bo która mama w dzisiejszym świecie o tym nie słyszała...
Jednak napiszę.
Bo jak się okazuje nie wszystkie słyszały, a wielu mamom ułatwiłoby życie.


SNS czyli 

Supplemental Nursing System

To system wspomagający karmienie dziecka.
Mimo tego, że wiele osób związanych z propagowaniem laktacji uważa, że nie ma takiej możliwości, żeby kobieta nie była w stanie wykarmić dziecka (o ile nie ma medycznych powodów), to jednak takie sytuacje się zdażają.  Osobiście nie odważyłabym się wygłaszać takich opinii, mimo tego, że żaden ze mnie lekarz, czy doradca. Po prostu znam przypadki, w których kobiety stawały na głowie a i tak karminie kończyło się albo dokarmianiem albo przejściem na butlę.

Wracając jednak do SNS, to system opracowany przez MEDELĘ, a jego konstrukcja jest prosta jak budowa cepa, kolokwialnie rzecz ujmując.
Cały patent polega na tym, że kobieta zawiesza na szyi specjalny pojemniczek z drenem dostosowanym do wieku dziecka.
Dren przykleja się do piersi tak, by jego końcówka wystwała na ok 0,5 cm - dziecko nie wyczuwa drenu podczas ssania.
Do pojemniczka zaś wlewamy wcześniej odciągnięte mleko matki lub mleko modyfikowane.
 I w zasadzie to cała filozofia jeśli chodzi o sposób użycia.




System wspomagający karmienie (SNS) może być użyty w przypadku:
— adoptowanych dzieci,
— dzieci z rozszczepem wargi/ podniebienia,
— dzieci powoli przybierających na wadze,
— wcześniaków,
— relaktacji*

SNS wspomaga pobudzanie laktacji oraz pobieranie pokarmu przez dziecko w ilości wystarczającej.

To idealne rozwiązanie dla kobiet, które muszą dokarmiać i dla dzieci, które prócz piersi mamy nie przyjmują niczego innego i których karmienie butelką jest przez to utrudnione.

Cena systemu nie jest niska, jak na butleczkę, kawałek sznurka i trzy dreny.
Ale cena około 150 złotych za szczęśliwe, najedzone dziecko i spokojną mamę to niewielka suma.

SNS to prosty system, ale w tej swojej prostocie genialny!


UWAGA!
Post nie jest sponsorowany.
Powstał z myślą o kobietach, które tak jak moja koleżanka, mają problemy z laktacją i muszą dokarmiać.


*źródło: Instrukcja obsługi : http://www.medela.com/PL/pl/breastfeeding/products/breastmilk-feeding/special-feeding-devices.html


P.S. Czy są tu mamusie, które stosowały SNS? Podzielcie się swoimi doświadczeniami:)

Anjamit

Powiew wiosny

Zapachniało wiosną!
I za oknem i w mieszkaniu.
Czuję, że już niedługo wiosna nadejdzie, bo wracam do życia.
Wracają mi chęci do działania więc działam.
Kiedy tylko mogę, ogarniam mieskzanie.
Powolutku, bo czas to u mnie towar mocno deficytowy.
Kiedy tylko mogę, coś tworzę, przyozdabiam, uczę się szyć.
Choć z tym ostatnim ciężko, bo muszę zakupić kilka niezbędnych rzeczy, bez których się po prostu nie da.

Dziś się chwalę:)

Tablicą, na którą czekałam, a którą zrobiłam sama.
Sama tablica, to rama  z plakatu piwa, jakie można zobaczyć w pubach.
Kosztowała całe 20 złotych na tablica.pl:)
Dodatkowy koszt to lakierobejca, biała farba akrylowa, papier ścierny, farba magnetyczna (którą chyba zastąpię folią tablicową) i zawieszki.
Koszt całkowity?
Nie wiem, ale znacznie taniej niż kupna biorąc pod uwagę wymiary:)

Chwalę się też wiankiem z bukszpanu, który zrobiliśmy razem z mężem.
Wyszedł trochę krzywo, ale ciiii;)

Chwalę się też wiankami gałgankowymi.
Jeden jest wytworem moich rąk, drugi rąk mojej mamy.
Serduszko i kaczucha to już zasługa mamy tylko i wyłącznie:)

Chwalę się wysianą rzeżuchą i zbożem, które będą pięknie zdobiły stół:)

Uchylam zatem rąbka tajemnicy wpuszczając Was do naszego mieszkania.
Nie jest to to, co chciałabym żeby było, ale zaczyna przypominać wystrój z moich marzeń:)






















Życzę Wam słonecznej niedzieli i inspirującego tygodnia:)
My będziemy biegać po lekarzach. Na początek ginekolg z Młodą.
Ale o tym pewnie jutro:)

Anjamit

Garść inspiracji

Nie wiem jak Wam, ale mnie ogromnie podoba się styl Shabby Chic.
Co prawda w domu nie posiadam zbyt wielu przedmiotów właśnie w tym klimacie, to ilekroć gdzieś widzę, nie mogę oderwać oczu.
Czemu nie trzymam wystroju w tym stylu?
Chyba dlatego, że mieszkanie wynajmujemy, a ja chyba jeszcze nie mam na tyle sprecyzowanego pojęcia o wyglądzie naszego własnego kąta (o ile się taki kiedyś pojawi), że nie zaopatruję się w zbyt wiele mieszkaniowych ozdób.
Chciałabym już osiąść gdzieś na stałe, ale to jeszcze potrwa...

Dlaczego piszę o Shabby Chic?
Bo dawno temu zakochałam się w tablicach...

Z resztą zobaczcie same...






Moje marzenie się spełniło:)
Tablica jest prawie gotowa, robiona własnoręcznie, choć jeszcze trzeba ją dopieścić.

To taki mały przedsmak tego, co w najbliższych dniach pojawi się na blogu.
Ostatnio mam mało czasu.
Pomijając pracę i obowiązki domowe (bo te ostatnio troszkę zaniedbuję) czas mój pochłania spełnianie swoich marzeń.
Powolutku, bez szumu.
Bo wiem, że pewnie za chwilę znów będę musiała odłożyć marzenia na dno serducha i wrócić do rzeczywistości.
Ale nim to nastąpi to cieszę się, że jestem o krok bliżej wymarzonych własnych kątów.
Mam kolejną, własnoręcznie zrobioną rzecz, która będzie od jutra zdobiła to i każde następne mieszkanie, aż do tego własnego.




Anjamit

Szybka zupa z soczeiwcy

-Kochanie zrobisz jutro zupę z soczewicy?
- A jak?
- No masz tu przepis.
-Ok.

To tyle słowem wstępu.
Jak się ślubny połapał, że prócz rzeczonej soczewicy i wody to do tej zupy nie ma nic, to się podłamał i nie omieszkał zadzwonić....
Tej rozmowy już nie przytoczę:P

Ale zupę zrobił.
Po swojemu.
Najlepsza jaką jadłam.
Jedyny minus - zrobił za mało.

Początkowy przepis pochodził z książki Bobas Lubi Wybór Książka Kucharska, ale okazało się że nie mamy cebuli, skończyło się ziele angielskie i liść laurowy no i raczej nie spodziewałabym się u nas chorizo...

Pan i Władca kuchennego księstwa w dniu dzisiejszym postanowił, że zupę z soczewicy należy przygotować tak:

Na maśle podsmażamy pora posiekanego w cienkie plasterki, wędlinę (opcjonalnie) i posiekany czosnek.
Dodajemy przepłukaną soczewicę (ok. 0,5 szklanki na 2 osoby), doprawiamy do smaku lubczykiem i GOMASIO.
 Zalewamy bulionem (najlepszy domowy, Pan i Władca użył BIO kostki), tak by ilość składników wzrosła 3-krotnie (ok. 0,6 litra).
Gotujemy na wolnym ogniu.
Jeśli zupa będzie zbyt rzadka gotujemy bez przykrycia.

Ilość składników w zależności od upodobań.
Zupy już nie solimy, bo wystarczy sól zawarta w gomasio czy/i bulionie.
Do zupy pasują grzanki:)



Tutaj należą się ogromne podziękowania Matce Kwiatka, za gomasio rzecz jasna:)
Gomasio, które wyszło lekko  przykopcone, ale pysznie:)
Następnym razem zrobię na spokojnie, to i lepiej wyjdzie:)

No to smacznego!


P.S. Dostałam od Ślubnego mały zestaw nici do szycia. Siadłam do Starego Grata, który o dziwo chciał współpracować dziś i udało mi się dojść do wstępnego porozumienia. Na razie jednak nie liczcie na to, że zasypię Was cud wyrobami spod Jego Gratowej igły. Czasu mam jak na lekarstwo, zanim więc coś względnego uszyję, czym będzie się można pochwalić to trochę czasu minie;P


Anjamit

Apoteoza piersi

Dziś zostajemy w temacie mlecznym, albo raczej piersiowym.
To dlatego, że Hanka właśnie usnęła, a pierś do nocnego usypiania jest nam niezbędna.
Podobnie z resztą jak w nocy i z rana.
W ciągu dnia bywa różne, ale poranki, wieczory i noce z piersią to już taki constans.

Nasze karmienie weszło w fazę uwielbienia matczynych piersi.
Jedzenie swoją drogą, ale ten cyc...
Sam fakt, że jest wprawia Hanuszkę w dziką radość.
To, że można go possać, pougniatać, poklepaać, podgryźć, wtulić się weń jest po stokroć ważniejszy niż samo mleczko.
Już sama nie wiem czy ta radość wywołana jest przez piersi właśnie, czy tez przez ukryty w nich Hankowy biały skarb.
Z resztą czy to ważne?
Ważne jest to, że Młoda niesłychanie się cieszy na sam mój widok.
No dobrze, matka jak matka...Ważniejsze jest to, co ma matka gdzieś między głową a brzuchem i to w dodatku w liczbie dwóch sztuk.

W jaki inny sposób można wyrazić swoje uwielbienie dla piersi?
Można się na nie gapić - tylko trzeba matkę rozebrać, albo przynajmniej naciągnąć dekolt...
Można je wciskać albo pociągać.
A w końcu - można do nich przemawiać!
Co prawda Hania przemawia w swoim, kompletnie nieznanym mi języku (no tak, wszak już jest mowlakiem w fazie początkującej), ale bardzo próbuje coś im (piersiom) albo mnie wytłumaczyć.

Tak więc Hania piersi uwielbia i koniec, kropka.
Problemem są moje wyjścia do pracy.
Każde moje poruszenie się w łóżku nad ranem skutkuje kontrolnym chwytem za cyca.
Spoko, nie śpię nago w łóżku z dzieckiem (nie dlatego, że widzę w tym coś złego, po prostu bym zamarzła:P), ale progeniturę mamy cwaną, to też przez sen chwyta bezbłędnie to, na czym jej najbardziej zależy....
No, mam nadzieję, że akurat ta faza prędko minie.
I broń Boże nie mówię tu o fazie cyckowej apoteozy...
Raczej o fazie cyckowej zaborczości...


Chciałam jeszcze nawiązać do wczorajszego mlecznego posta i do tekstu (i komentarzy pod nim), który wczoraj dzięki Hafiji przeczytałam na Mamie L'aktywnej ten tekst <klik>.
Wiem, że tekst jest stary, ale do tej pory są osoby, które uważają, że smoczek to zło.
Ba! Są matki, które uważają się za lepsze, bo umiały tak dziecko "nauczyć" żeby smoczek był zbędny.
Nic bardziej mylnego.
To nie matki są takie super. 
To tylko kwestia tego, że akurat ich dziecko nie potrzebowało smoczka.

Ja początkowo byłam bardzo przeciwna smoczkowi, choć na wszelki wypadek zakupiłam, zgodnie z zasadą lepszy smoczek niż kciuk.

Hania miała potworny odruch ssania i nie potrafiła ssać dla samego ssania.
Niektóre dzieci to potrafią (chodzi o ssanie nieefektywne, ssanie nieodżywcze lub z ang. "comfort sucking"), Hania nie, dlatego też dopóki nie podaliśmy smoczka mieliśmy jazdę bez trzymanki.
Wiedza niestety przychodzi często zbyt późno...
Hania się po prostu przejadała.
Przy karmieniu zasypiała, nie zawsze się jej odbijało w związku z czym miała wzdęcia.
Krople owszem, przynosiły ulgę, ale co z tego, jak chwilę potem dziecko znów jadło, znów ssało dla zaspokojenia odruchu, a że ssało zbyt mocno to pokarm nadal napływał w związku z czym znów się przejadało...
I tak w koło Macieju....
Zaczęliśmy uczyć smoczka, ale nie poskutkowało...
Dopiero "cud ręce" mojej mamy sprawiły, że Hania ze smoczkiem już została.
Koszmar się skończył.
Poza tym, kolejnym powodem przemawiającym za podaniem smoczka było to, że Hania zaczęła ssać kciuk.
Ten zaś robił się co raz bardziej czerwony...
Smoczek był więc konieczny.

Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście gorsze, bo podajecie dziecku smoczek.
Nie dajcie sobie wmówić, że jesteście wygodne, leniwe lub, że zagłuszacie naturalny instynkt dziecka...
Smoczek to nie jest zło.
Wręcz przeciwnie, w wielu sytuacjach jest bardzo pomocny.
I nie chodzi tu o zatkanie dzioba płaczącemu pacholęciu....


Amen.

Anjamit

Niebezpieczeństwo posiadania kota

Miałam już dziś nie pisać, ale tego nie mogę sobie podarować.

Posiadanie kota przy małym dziecku jest niebezpieczne!!!
Dowiedziałam się dziś.
Nie wiem jeszcze dla kogo bardziej czy dla kota czy dla dziecka...

Otóż...
Kot po podniesieniu ogona posiada pod owym coś, co dla dziecka wygląda jak...




tarcza...

Ewentualnie jak...




coś, co można wciskać.....

Intrygujące prawda?
Przynajmniej z Hankowego punktu widzenia...
:/

Edit: Spoko, spoko, my sami pękamy ze śmiechu...My jacyś tacy nienormalni jesteśmy:P
A i dla obrońców praw zwierząt dodam: ŻADEN KOT NIE UCIERPIAŁ! :)


Anjamit

14 miesięcy mlecznej przygody

Dokłądnie 15 marca Hania skończyła 14 miesiąc życia.
Ja, tym samym, 14 miesiąc przygody z macierzyństwem i karmieniem piersią.
Karmimy się nadal, mimo, że teraz Hania już jest duża i je praktycznie wszystko.

Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o KP, nawet nie mam zamiaru żadnego udawać.
Chciałam podzielić się swoimi przemyśleniami i radami, które mogą pomóc początkującym mamom.

1. Dieta dietą, początkowo trzeba lekkostrawnie i unikać pewnych rzeczy, to chyba każda karmiąca wie. Przede wszystkim trzeba się odpowiednio nawadniać. 
Ja do porodu zapomniałam wziąć wodę. Napiłam się trochę tej, którą podała mi położna.
Hania urodziła się o 6.15, śniadanie w szpitalu było około 9 i dopiero wtedy dostałam szklankę herabty. Mąż mógł na odwiedziny przyjść dopiero po 12 więc porządnie napoiłam się dopiero wówczas.
Nie wiedziałam, że muszę pić dużo inaczej mleka może być mniej, że może się gorzej wytwarzać. Z reguły piję niewiele.
Miałam problemy z mlekiem...Hania w szpitalu musiała być dokarmiana, a ja walczyłam o laktację.
Szkoda, że wiem o tym dopiero teraz.

2. Mleko rodzi się w umyśle - to pewnie też większość mam wie. Ja chciałam poradzić tym mamom, które mają obawy o wykarmienie dziecka zakupienie jednego opakowania mleka modyfikowanego. Na wszelki wypadek, a razej dla świętego spokoju.
Pamiętam jak w domu płakałam razem z Hanią, która wisiała przy piersi i była głodna, a mnie cycki odmówiły współpracy. Zaprotestowały. Wyschły.... Nawet kropla nie chciała się pojawić.
A już miało być dobrze...
Mąż o 2 w nocy pojechał do apteki po mieszankę, żeby dziecko nakarmić.
Kiedy wrócił Hania już spała. 
Zasnęła wykończona płaczem.
Ja padłam chwilę później spokojna o to, że jak się obudzi, to będzie miała co jeść.
Rano pojawiło się mleko...
Nie wiem na ile to zbieg okoliczności, a na ile siła umysłu.
Dziś wiem, że dobrze mieć taki zapas. To daje poczucie bezpieczeństwa matce.
Nie oznacza to, że zachęcam do podania mieszanki jak tylko pojawiają się problemy...
Trzeba próbować i pobudzać laktację.
Ale posiadanie MM w szafce daje komfort psychiczny młodej matce.

3. Odpoczynek - ile się da. W tym momencie bardzo pomaga co-sleeping.
Nie bójcie się, że przygnieciecie dziecko.
Jeśli nie pijecie, nie palicie, nie bierzecie narkotyków czy leków i jesteście zdrowi to nie ma się czego bać. 

4. Rozpieszczajcie siebie:) Przynajmniej do momentu ustabilizowania się laktacji i podczas każdego kryzysu laktacyjnego. 
Koleżanka zdradziła mi rewelacyjny sposób na przetrwanie kryzysu.
Potrzba ulubionych filmów, koniecznie o lekkiej tematyce - niech to będą romanse, komedie romatyczne, musicale -  co kolwiek byle "lekkostrawne", do tego ulubione żarełko - to, co poprawia Wam humor (pamiętajcie o nawadnianiu!), wygodne łóżko, ciepły koc (jak ktoś marznie) i dzieć przy piersi:)
Sukces gwarantowany:) 
W dodatku miło spędzacie czas:)

5. Traktujcie karmienie piersią naturalnie, to pozwoli otoczeniu w zaakceptowaniu faktu i przyzwyczajniu się.
Na głupi tekst "będziesz tutaj karmić" wystarczy zupełnie spokojnie odpowiedzieć "przecież ty też tu jesz" lub " a ty się chowasz żeby zjeść?" - to pomaga i wytrąca argumenty rozmówcy. 
Ale uwaga, naturalne traktowanie KP nie wiąże się z epatowaniem biustem i obnoszeniem się z tym...
Można to zrobić naprawdę w sposób praktycznie niezauważalny:)

6. Nie dajcie sobie wmówić, że długie (powyżej roku) karmienie piersią nie ma sensu lub nie przynosi żadnych korzyści z medycznego punktu widzenia...

Nie wiem co jeszcze mogłabym poradzić czy napisać w kwestii KP.
Dołączyłam do grona osób długo karmiących, bo w naszym kraju, każda kobieta karmiąca powyżej roku karmi długo.
Na razie nie odnotowałam ataków w stylu "po co?", "czemu?", "to ty jeszcze?!?".
Może też dlatego, że są kobiety które bardziej szokują (?!?) karmiąc dwu i trzylatki.
Poza tym Hania jest mała - nie wygląda na swój wiek;P


Cóż mogę jeszcze dodać?...






Anjamit

Bo My Mamy MAM - podsumowanie

Przyszedł czas na podsumowanie testów produktów MAM.

Dla przypomnienia testowaliśmy i z przyjemnością używamy:


szczoteczki <klik>
kubek niekapek <klik>
pojemnik na smoczki <klik>

Firma MAM to znana marka. Znana i ceniona przez mamy. Ich produkty zachwycają kolorystyką i funkcjonalnością. 
Nam najbardziej sprawdziły się szczoteczki i pojemnik na smoczki.
Kubek choć rewelacyjny na razie stoi, bo Hania nie umie z niego sama pić, a nam zależy na tym żeby dziecko się usamodzielniło w tej kwestii.
Kubek MAM przechylała, ale nie na tyle, by się napić. Z resztą ten problem pojawiał się przy każdym innym kubku dopóki nie zakupiliśmy kubka ze słomką.
Teraz Hania pije sama i ma z tego niesamowitą frajdę.
Kubek MAM czeka na lepsze czasy:)
A szkoda, bo z niego przynajmniej nic nie ciekło....

Niestety coś za coś...
Dziecko pije samo i jest szczęśliwe, a matka lata ze ścierami i wyciera......

Mówi się trudno.

Pojemnik na smoczek to dobry patent.
Sprawdza się głównie przy spacerach w nosidle i wyprawach poza dom.
Poza tym sam w sobie jest niezłą zabawką dla Hani:)

Szczoteczki z resztą też;)


Reasumując...
Jesteśmy zadowoleni i to bardzo.
Polecić możemy z czystym sumieniem, choć produkty MAM to raczej wyższa półka cenowa, to w tym przypadku za ceną idzie także dobra jakość.




Anjamit

Pierwsze kroki

Hania od jakiegoś czasu rwie się do chodzenia.
Z utęsknieniem czekamy na jej pierwsze samodzielne kroki, ale to jeszcze może potrwać.
Choć bardzo chcielibyśmy widzieć progeniturę biegającą ochoczo za kotećkiem lub za ptasiorami w parku (jak już nadejdzie wiosna...) to staram się być cierpliwa i nie poganiać.

Tylko co to znaczy nie poganiać?
Nie ciągnę za rączki i nie zmuszam do chodzenia.
Teraz Młoda dopomina się sama, ale do niedawna nie czuła zbyt często takiej potrzeby.
W dodatku mam obawy, bo wydaje mi się, że jest zbyt giętka.
To mogą być tylko moje obawy, niczym nie uzasadnione, wszystkiego dowiemy się 20 marca na wizycie.
Jednak mam nieodparte wrażenie, że Hania po prostu chce.

Dlatego też staramy się ją wspomagać w jej dążeniach do postawienia pierwszych, prawidziwe samodzielnych kroków.

Chciałam się dziś podzielić naszymi pomysłami na wspieranie dziecka w stawianiu pierwszych kroków. Nie są co prawda wymyślone przez nas, ale stosujemy je:)

  • Chodzikowi mówimy NIE!!!
W chodziku dziecko nie uczy się zmysłu równowagi - jst chronione przez plastik i nie wie, że może upaść.
Nie uczy się też oceny odległości - bo znów ograniczone jest przez barierki chodzika.
Stopy nie pracują prawidłowo.
Nieprawidłowa jest też postawa dziecka.
Więcej przeczytacie choćby tu > klik<.

Zamiast tego można dziecku kupić pchaczyk - u nas się sprawdza, choć nie jest to sprzęt niezbędny zarówno dla nas jak i dla Hani:)
  • W domu i tam, gdzie to tylko możliwe Hania chodzi w samych skarpetkach lub gdy jest chłodno w skarpetko-kapciach.
Co raz częściej mówi się o tym, że bosa stopa lub stopa w skarpetce lepiej pracuje.
Kolejnym powodem jest to, że na stopach znajduje się najwięcej receptorów czuciowych. Dlatego też, dziecko powinno chodzić jak najczęściej boso i po różnych fakturach.
Rehabilitanci alarmują, że coraz więcej dzieci ma zaburzenia integracji sensorycznej.
Coraz więcej dzieci też ma problemy właśnie z "dotykaniem" stopą np piasku, trawy czy bardziej szorstkich faktur.

  • Pierwsze buciki na maszerowanie poza domem powinny mieć stosunkowo elastyczną podeszwę i powinny być nowe.
Jesteśmy na etapie wyboru bucików, a o tym jak je wybrać dowiecie się tutaj  >klik<

  • Chronimy przed zderzeniami ale bez przesady. Jeśli mam pewność, że Hania nie zrobi sobie krzywdy, to nie pędzę na łeb na szyję, żeby ratować ją przed stłuczką.
To też pomaga dziecku nauczyć się oceny sytuacji i poczucia odległości.

  • Zachęcamy, podziwiamy, klaszczemy cieszymy się z każdego jej sukcesu. Kiedy się coś nie udaje, nie podcinamy skrzydeł, mówimy "Jeszcze nie umiesz, ale nauczysz się kiedyś", lub "Mama/ Tata/ Rodzice są przy Tobie i są z Ciebie dumni". 
Dziecko naprawdę rozumie kiedy rodzice są dumni, kiedy się cieszą, a kiedy potępiają czy szydzą...

  • Przygotowaliśmy dom.
Nie, bez przesady....Nie okleiliśmy wszystkich rogów gąbką. Ale np. nie używamy chwilowo obrusów.
Staramy się, żeby nic ciężkiego nie było w zasięgu Hankowych małych łapek.
Poza tym większych przygotowań nie odnotowaliśy.
Wychodzimy z założenia, że dziecka nie można trzymać pod kloszem a tłumaczyć ile wlezie i nie pozostawiać dziecka samego.

  • Podajemy ręce do chodzeni kiedy widzimy, że Hania chce. Poza tym Hanka non stop raczkuje w tempie perszinga wprawiając koty w osłupienie i przerażenie (To coś potrafi szybciej i głośniej?).  
To chyba tyle z naszej strony:)
Nie podam źródła naszej wiedzy, bo częściowo pochodzi ona z tekstów Pawła Zawitkowskiego, częściowo od rehabilitantów z którymi zdarzyło mi się rozmawiać o tym i o owym.

Miałam okres kiedy nakłaniałam Hanię. Na szczęście prędko "otrzeźwiałam" i wrzuciłam na luz.
Owszem, czasem mnie coś ugniecie kiedy widzę, że młodsze o kilka miesięcy dzieci śmigają same, ale nie zmuszam mojego dziecka.
Daję jej czas, bo rozwija się w swoim własnym Hankowym tempie.
A że jest typem obserwatora, to na razie bardziej obserwuje i zastanawia się.
Najwyraźniej opracowuje sprytny i oczywiście tajny plan zaskoczenia rodziców pierwszym samodzielnym krokiem.
A może od razu zacznie biegać? ;)



Anjamit

17 szkodliwych substancji w kosmetykach

Obiecywałam więc proszę bardzo:)


Przyspieszenie dojrzewania nastolatków, spadek płodności, gwałtowny wzrost przypadków raka jądra – to tylko niektóre z problemów przypisywanych między innymi substancjom uszkadzającym układ hormonalny. 17 z nich występuje powszechnie w kosmetykach, które używamy na co dzień.
* Źródło


Przedstawiam kolejny powód dla którego warto pomyśleć o bardziej naturalnych kosmetykach i zacząć zwracać uwagę na etykiety produktów.

Tym razem nie będę się rozpisywała, a jedynie podam dane i odeślę Was na stronę 
Fundacji PRO - TEST, która zajmuje się testowaniem produktów.
Organizacja popiera akcję protestacyjną przeciwko stosowaniu w kosmetykach składników zaburzających gospodarkę hormonalną.

Jak podaje PRO - TEST jest 17 takich składników.
Znajdziecie je w poniższej tabeli.


Nazwa chemiczna
FunkcjaGdzie je znajdziesz?
4,4’-Dihydroxybiphenyl (Dihydroxybiphenyl)ochrona skóryróżne kosmetyki
Ethylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Propylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Butylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Methylparabenkonserwantróżne kosmetyki
Cyclotetrasiloxanepielęgnacja włosów i skóryróżne kosmetyki
PCA lub Hydrocinnamic Acidpielęgnacja skóryróżne kosmetyki
Boric Acidprzeciwdrobnoustrojowaróżne kosmetyki
BHA lub tert. Butylhydroksyanisolprzeciwutleniaczróżne kosmetyki
Diethyl phthalate (DEP)rozpuszczalnikróżne kosmetyki
Resorcinolkoloryzacja włosówfarby do włosów
Ethylhexyl methoxycinnamate lub Octyl methoxycinnamateFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
4,4’-DihydroxybenzophenoneFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
4-Methylbenzylidene camphorFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
Benzophenone-2Filtr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
Benzophenone-1Filtr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy
3-Benzylidene camphorFiltr UVkrem do opalania, krem przeciwzmarszczkowy

*Źródło

Jako, że chwilowo mam styczność z przemysłem kosmetycznym od drugiej strony, potwierdzam, że w wielu firmach głównie skandynawskich i niemieckich odchodzi się od pewnych składników.
Zaliczają się do nich m.in parabeny i dodatki z grupy SLS...

Poniżej przedstawiam tabele firm kosmetycznych, które poparły akcję i zaprzestały stosowania w/w składników, te które mają zamiar przestać i te, które odmówiły...
Których firm macie u siebie najwięcej???

Poniższą listę opracowali Duńczycy.

Nie stosująPrzestaną stosowaćNie przestaną stosować
Aloe Vera GroupAbena (01.06.2010*)Astellass Pharma
BadeanstaltenACO NordicBiotherm (L’Oréal)
Balance MeActavis (1. kwartał 2010*)Faaborg
BIOselectAllison (30.06.2012*)Garnier (L’Oréal)
Botanical ExtractsCareful (01.06.2012*)GlaxoSmithKline
CowshedCeduren (01.03.010*)Helena Rubinstein (L’Oréal)
Dansk Kosmetik SalgCliniderm – ACOH&M
Dr. HauschkaCOOP (01.02.2010*)Huggies
Estelle og ThildCosborg (01.07.2010*)IKEA Family
Florascent ParfumeCosmeaKérastase (L’Oréal)
IrmasDit ApotekKiehl's (L’Oréal)
KIBIOEcolabLancome (L’Oréal)
JurliqueForeverLa Roche-Posay (L’Oréal)
MádaraGreen & Passion (01.06.2012*)L’Oréal
Mellisa NaturkosmetikHH SimonsenLushóle
NeutralJeune (01.01. 2010*)Matrix (L’Oréal)
RENLuksus Aloe Vera (01.06.2012*)Maybelline (L’Oréal)
Rudolph CareMarinello CosmeticsMolton Brown
Sanex(01.06.2010*)Piz Buin
SantéMatas (01.01.2010*)Reckitt Benckiser
TusindfrydNilens Jord (18.01.2010*)Redken (L’Oréal)
UrtekramNimueRevelon
WeledaOlive (01.06.2012*)Schwarzkopf
YoungbloodOsmoSimple
Plaisir (01.01.2010*)The Body Shop
Tønnesen (01.10.10*)Veet
Vichy (L’Oréal)
WE-HA
Yves Saint Laurent (L’Oréal)

*Źródło - UWAGA!!! Faktyczny stan listy może być inny.

Ostatnią tabelą jest wykaz kosmetyków, które NIE zawierają żadnej z tych substancji.

Tabelę znajdziecie TU

Ale uwaga!!! Nie jest to jednoznaczne z "dobrym składem" w ogóle, czy z naturalnością kosmetyku...
To znaczy nie mniej, nie więcej niż to, że kosmetyki wypisane poniżej nie zawierają substancji z listy 17 zaburzających gospodarkę hormonalną.
Mogą natomiast zawierać inne szkodliwe substancje jak SLS, aluminuim i inne...

Zostawiam Was z garścią informacji do przeczytania i oswojenia.
Zachęcam tez do zapoznania się z działalnością fundacji.

Warto być świadomym konsumentem!!!



Anjamit

Te dni...

Od ponad tygodnia bujałam się z PeeMeSem...
W sumie to ciężko to nazwać bujaniem się....
Bujanie się jest przyjemne...
Ja raczej podskakiwałam jak rzucony granat tuż przed eksplozją....
Pieprznęło dzisiaj.
Z impetem...
A, że nieszczęścia chodzą parami, tak ja zwijam się z bólu i trzęsę jak galareta od dreszczy...
Norma podczas tych dni u mnie wygląda tak:
ból podbrzusza - nie do zniesienia, 
ból w lędźwiach - nie do zniesienia,
podwyższona temperatura, 
dreszcze jak przy grypie 
i parę innych rzeczy o których nie wspomnę...
Dla Waszego i mojego dobra.
Zdarzyło się też omdlenie z bólu...

Ponoć co nas nie zabije to nas wzmocni.
Mam nadzieję, że to nie kolejny przereklamowany slogan w stylu
"Zobaczysz po ciąży boli mniej..."

No ja Was przepraszam, w porównaniu z porodem to i może boli mniej.
Problem w tym, że dłużej:/
Już sama nie wiem co gorsze....

Napisałam, że nieszczęścia chodzą parami...
No ja jestem tym pierwszym.
Drugim jest Hanka...
Idą trójki...
Już drugi raz idą, bo gdzieś po drodze się chyba zmęczyły i postanowiły nie wychodzić za szybko.

To możecie sobie wyobrazić w jakim stanie jest moja odporność na Hankowe humory i cierpliwość dla jej rozdrażnienia...


Ale, ale, żeby nie było, że tylko narzekam:)

To po 1:
Mąż oddał dziś krew - jest 8 czekolad:)
Nie wiem czy nie zrobił tego z czysto egoistycznej pobudki, a raczej instynktownie - walcząc o przeżycie:P

 Po 2:
Objadłam się chipsami - w te dni miewam zachcianki jak ciężarna.
Zdarzało mi się jeść kanapki z kremem czekoladowym przegryzając ogórkami kiszonymi;)

Po 3:
Dostałam dziś miłego maila od LuLajkowych Mam :)

Dziewczyny szyją cudowną pościel dla maluchów - popatrzcie same:





Dziewczyny zapraszają też na konkurs:)
Szczegóły tutaj.



O kosmetykach będzie jutro. Idę się wyspać:)

Kolorowych

Anjamit

Tak to już zwykle bywa...

...że nie zawsze można sobie piękny dzień wymarzyć.
Miało być słońce - był śnieg...
Miało nie być kłótni - była...
Na szczęście obyło się bez ofiar, fochów, cichych godzin czy dni i innych.
Rozeszło się po kościach.
Jedyne co się udało to buty.





Są piękne i wygodne:)

Mam jedno postanowienie na ta wiosnę.
Chcę wyglądać dobrze.
Dobrze, czyli modnie.
Ale nie jak "faszyn wiktim".
Moja szafa po ciąży woła o odświeżenie.
Owszem wróciłam do swojej wagi sprzed ciąży. 
Do rozmiaru też.
Ale figura po ciąży się zmienia...
W dodatku na większość ubrań nie mogę wręcz patrzeć...
Z niecierpliwością czekam na zwrot podatku.
I mam nadzieję, że tym razem nie pójdzie na opłacenie bieżących spraw.

Przydałoby się jeszcze fryzjera odwiedzić...

Muszę zadbać o swoje samopoczucie.
Jest szansa, że to mi pomoże przetrwać okres rozłąki i bycia "słomianą wdową".
Decyzja zapadła.
Za niecały miesiąc mąż wyjeżdża.

Miałam plan, żeby pod jego nieobecność, choć na jakąś chwilę ściągnąć tu moją mamę.
Ale to nie wypali tak jak i dzisiejszy plan na naprawdę dobry dzień.
Jej leczenie będzie trwało dłużej i niestety konieczna jest chemia i radioterapia.

I tak to już zwykle bywa, że nic się nie układa po naszej myśli.
A przynajmniej niewiele.
Cóż więcej mogę powiedzieć po za prozaicznym
"but life goes on..."

"Keep ya head up..."





A jutro będzie kosmetycznie:)

Kolorowych...


Anjamit

Mało nas...

Oj tak, mało nas ostatnio.
Zdecydowanie ZA mało.
Musicie mi wybaczyć, ale ten brak słońca daje mi się już we znaki.
Do tego tyle się ostatnio dzieje w mojej głowie, że nie mogę się zebrać z napisaniem czegokolwiek.

Ale jutro mam zamiar poprawić sobie humor.
W dodatku w typowy dla kobiet sposób:)



                    vs


Które wybrać?
Najlepiej i te i te:)
Ale aż tak zaszaleć raczej nie mogę...
A szkoda:)

Hania już prawie zaopatrzona na wiosnę, teraz tylko czekamy na listonosza który przyniesie nam takie cuda:)

Dwustronną czapeczkę w kolorze koralowym - pierwsza z lewej...






i do tego taki komin:)




też koralowy:)


A to dlatego, że jedną kurtkę mamy bladoróżową, a drugą cudnie szarą z małymi fioletowymi i koralowymi kwiatuszkami:)

Poza tym pan listonosz przyniesie nam pierwsze, prawdziwe, nie "niemowlęce" buty dla Hani:)

Nasz Mały Człowieczek od jakiegoś czasu stawia pierwsze kroki.
Jeszcze nie samodzielnie, bo za rączki albo z pchaczem, ale to już coś:)
Zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze długo sama nie pójdzie.
Wydaje mi się, że jest trochę za giętka jak na 14 miesięcy.
Dlatego też 20 marca idziemy na wizytę do Centrum Rehabilitacji Dziennej.
Zobaczymy co powiedzą...
Nawet jeśli z Hankową postawą i chodem jest wszystko w porządku, to musimy się poradzić co robić z tym jej siadem w "V"... Męczy mnie to już...


Póki co idę spać.
Jutro musi być udany dzień.
Musi...
Bez sprzeczki z mężem o to co zwykle i o to co ostatnio...
Za to z uśmiechem na ustach i nadzieją na odwrócenie się losu.
Z nowymi butami i dokończonym pewnym projektem.
I gdyby do tego zechciało zaświecić słońce...

Kolorowych Wam życzę i udanej niedzieli.


Anjamit

Na ciemieniuchę!

Temat już przeszły, ale niestety powracający co jakiś czas.
Ostatnio nawet w całkiem sporej ilości.
Hanka miała zajętą cały czubek głowy ciemieniuchą. 
Na szczęście nie zrobiła się z tego brzydka skorupa.

Kiedy Hania była mniejsza i męczyliśmy się z jej ciemieniuchą, której nie dało się zwalczyć tak łatwo, opatentowałam własny sposób.
Jak dotąd najbardziej naturalny i...
wierzcie mi - najbardziej skuteczny.
Wystarczy jeden raz wykonać pewien zabieg.

Zarówno wtedy jak i teraz natarłam główkę dużą ilością olejku kokosowego.
Zostawiłam na ok pół godziny.
Potem, podczas kąpieli zmyłam olejek, nałożyłam mydło Savon Noir i pozwoliłam się Hance pluskać w wodzie.
Po kilku minutach delikatnie wymasowałam główkę rękawicą Kessa, a potem wymyłam szamponem Alterra.





Rano główka bez ani jednej plamki:)
Naprawdę polecam:)
Zwłaszcza, że same potem możecie korzystać i jestem pewna, że wiele z Was zakocha się w dotyku skóry choćby i po samym oczyszczaniu Kessą i Savon Noir:)


P.S.  Wózek może się uda naprawić:D

Anjamit

AddThis