Na tropie...

Dawno nie było żadnej wzmianki o życiu na wyspie, więc to dobra okazja żeby napisać Wam parę słów:) Pozostanę częściowo w temacie ciąży, bo choć stan ten sam, to podejście do ciąży i kobiety ciężarnej w UK diametralnie różni się od  podejścia w Polsce.

CIĄŻA CZY NIE?

Planowane czy też nie, dwie kreski na teście bez dwóch zdań wskazują na ciążę. W Polsce dwie kreski, póki nie potwierdzone przez LEKARZA są lekceważone. W ciąży z Hanką, zanim poszłam do gina standardowym pytaniem było "Ale lekarz potwierdził, że to ciąża?" albo "A USG potwierdziło ciążę?"... Taaaa, zwłaszcza w 3 czy 4 tygodniu....

W Anglii ciążę potwierdza się... na przykład telefonicznie. Nie wiem jak, nie pytajcie mnie, bo mnie akurat nie spotkała telefoniczna "diagnoza" ciąży, ale ponoć to norma. Poza tym, po prostu wierzą na słowo. Skoro kobieta mówi, że okres się jej spóźnia a test wykazał dwie krechy (co bardziej wypaśne testy pokazują także tydzień ciąży, na tej podstawie wiedziałam w momencie robienia testu, że jestem w 1-2 tygodniu ciąży), to znaczy, że jest w ciąży. I to wystarczy. 

LEKARZ CZY POŁOŻNA?

Uściślijmy... W Polsce ciężarnymi zajmuje się lekarz ginekolog ZE SPECJALNOŚCIĄ POŁOŻNICZĄ. Ginekolog endokrynolog, czy onkolog nie podejmie się zadania, bo nie ma uprawnień. W UK ciężarną zajmuje się POŁOŻNA, której cała wiedza skupia się na kobiecie, ciąży i dziecku. Przy wątpliwościach natury medycznej odsyła do lekarza. W moim odczuciu wychodzi na jedno. Z tą różnicą, że lekarz ma szersze uprawnienia - może np przepisywać leki. Natomiast wiedzę na temat ciąży mają taką samą (jeśli porównać położną angielską i polskiego ginekologa położnika).  Tutaj zaś położna w zakresie ciąży ma znacznie szerszą wiedzę niż lekarz. 

CIESZYSZ SIĘ CZY NIE?

Kiedy o ciąży powiedziałam znajomej od razu mnie uprzedziła, bym nie była zdziwiona, kiedy przy pierwszej wizycie zostanę zapytana o to czy cieszę się z tej ciąży i czy jej chcę. No, to był lekki szok. Bo w Polsce nie można, nie wypada się z ciąży nie cieszyć! Co to za kobieta, jaką matką będzie skoro z ciąży się nie cieszy??? Brak obsesyjnego wręcz zadowolenia ze stanu "błogosławionego" nie jest w naszym kraju mile widziany. Tutaj jest inaczej...

Kobiecie daje się prawo do bycia w szoku po zobaczeniu dwóch kresek. Kobieta może się nie cieszyć z ciąży. Może jej też nie chcieć z różnych powodów. I albo udziela się jej wsparcia albo daje prawo do usunięcia w pełnej anonimowości. Tzn o zabiegu wiedzą tylko położna i lekarz. Nie mnie to oceniać, bo życie różnie się toczy...

RATOWAĆ CZY NIE?

W Polsce zdarza się, że ciężarna na starcie, na wszelki wypadek dostaje leki na podtrzymanie ciąży. W razie najmniejszych problemów otrzymuje luteinę, duphaston, nospę, magnez. Bywa też, że leki otrzymują też kobiety ze zdrową ciążą. Ot tak, na wszelki wypadek. 

Tutaj do 12 tygodnia ciąży NIC. ZERO. Wolno tylko kwas foliowy, a przyjmowanie preparatów witaminizowanych zależy już od wyboru kobiety. Dlaczego? Anglicy wychodzą z założenia, że jeśli organizm odrzuca ciąże, to albo coś z ciążą jest nie tak, albo organizm nie jest na nią gotowy. 

Kiedy po moim krwawieniu spotkałam się z GP, wyjaśnił mi, że nie przepisze mi żadnego leku, bo dziecko jest na tyle małe, że leki mogą mu zaszkodzić. Uspokoił, że skoro krwawienie przeszło w plamienie, a następnie ustało, a bóle zmalały zamiast się nasilić, to ryzyko poronienia zmalało. Kazał odpoczywać i obserwować swoje ciało. To mi wystarczyło. 

W Polsce ratuje się każdą ciążę. Tutaj tylko te, po mniej więcej, 14 - 16 tygodniu. Można się z tym zgadzać lub nie, ale trzeba zaakceptować, bo innego wyjścia nie ma. Pierwsza poroniona ciąża traktowana jest jak przykre doświadczenie dla rodziców, ale jednak całkiem częste. Dopiero po 2 lub 3 poronieniu kobieta jest pod większym nadzorem.

USG...

W Polsce, z tego co kojarzę, NFZ zapewnia 3 badania USG - po jednym na trymestr (taki jest, a przynajmniej był wymóg by uzyskać becikowe). Jednak większość kobiet ciąże prowadzi prywatnie zapewniając sobie USG praktycznie co miesiąc. Niektórzy lekarze są do tego stopnia "przewrażliwieni" (pytanie tylko czy na punkcie ciąży pacjentek czy raczej własnego portfela), że zalecają wizyty z USG co 2 TYGODNIE od 8 miesiąca do rozwiązania. A cena takiej wizyty np 250 złotych... 

W UK kobiecie przysługują 2, czasem 3 badania USG jeśli ciąża przebiega prawidłowo. Jeśli nie, badań jest więcej. Podobnie w przypadku wcześniejszych poronień lub problemów z poprzednimi ciążami. Ja już wiem, że będę miała więcej badań ze względu na skracającą się szyjkę w pierwszej ciąży. 


SZCZEPIĆ? NIE SZCZEPIĆ?

W Polsce KATEGORYCZNIE odradza się szczepienia w czasie ciąży, poza paroma wyjątkami jak szczepienia na różyczkę, kiedy kobieta wcześniej nie chorowała lub nie była szczepiona. W niektórych przypadkach konieczne jest też szczepienie przeciwko tężcowi - w przypadku ciężkich skaleczeń czy wypadków. Generalnie, jeśli nie ma potrzeby nie szczepi się. 

W UK, niestety, ZALECA się szczepienia na krztusiec i grypę... Wmawia się kobietom, że to jest jedyne zabezpieczenie dla noworodków, by nie zachorowały lub też zmarły w pierwszych 3 miesiącach z powodu krztuśca... No więc to jest coś, czego kompletnie nie rozumiem. Bo z jednej strony nie przepisuje się leków, bo mogą zaszkodzić, a z drugiej robi pranie mózgu kobietom, tylko po to by nabić kabzę koncernom szczepionkowym. A nieświadome kobiety, straszone wizją utraty ledwo narodzonego dziecka szczepią się, bo wierzą, że to ochroni dziecko po narodzinach... Tymczasem okazuje się, że cała nagonka na epidemię krztuśca w UK została sztucznie napędzona...


Różnic jest tak wiele, że nie sposób wszystkich wymienić. Ciężko mi powiedzieć, który system jest lepszy, bo każdy ma swoje wady i zalety. Jak zwykle - nie ma rzeczy idealnych. Ale podoba mi się podejście Anglików do ciąży jak do stanu zupełnie naturalnego i fizjologicznego. Wiele zależy od tego na kogo się trafi, ale zawsze jest możliwość zmiany i lekarza i położnej. Jest też możliwość korzystania z usług polskich ginekologów. Choć z reguły wiąże się to z wielkimi kosztami, a czasem i z comiesięcznymi podróżami po kilkadziesiąt lub kilkaset (!!!) kilometrów...


A Wy co sądzicie o angielskim postrzeganiu ciąży?

10 komentarzy:

  1. W Szkocji jest minimalnie inaczej. Np. Polki mają zawsze trzy usg ( w moim miescie), a i wspomina się o szczepieniu na grypę, ale na szczęście nikt nie zachęca. Jeszcze do dawna nie wiedziałam, ale szkocja ma inny system.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a to czemu Polki mają 3 usg? Jakieś względy specjalne?:)

      Usuń
    2. Czesto nie zrozumienie, najwidoczniej któraś skarzyla szpital - tak obstawiam. Za każdym razem czy chcesz czynie masz tlumacza przy usg.vpolki zawsze mają wpisane w papierach ciążę z ryzykiem przez to , że może nie zrozumieć co polozna do niej mowi :-)

      Usuń
  2. W Polsce ustawowo też jest 3 usg obowiązkowo, choć zazwyczaj jest więcej. Ja nie chcę porównywać tych dwóch systemów głównie ze względu na fakt, że nie doświadczyłam tego angielskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdybym mieszkala w UK nie mialabym dzieci bo obie moje ciaze byly od poczatku na lekach ze wzgledu na Hashimoto i prowadzone przez ginekologa-endokrynologa, a z leczeniem tej choroby i ogolnie opieka endokrynologiczna z tego co sie dowiaduje od dziewczyn z UK tez kiepsko.

    OdpowiedzUsuń
  4. w Polsce ratuje się każdą ciąże, każdy płód, każde dziecko, nawet to najbardziej upośledzone i chore, z największymi wadami genetycznymi, tylko później już państwo tego życia nie broni, nie płaci godnych zasiłków, nie dba o to życie, nie szanuje.
    i to jest żal!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo trafny komentarz, zgadzam się z Tobą.

      Usuń
  5. Ja rodziłam w UK i wszystko było ok. Mała urodziła sie 3 tyg przed terminem a ze urodziła sie zdrowa to wypisali nas do domu jeszcze tego samego dnia. Pomimo ze była godz 21 byłam szczesliwa bo szpitali nie lubię. Nie brałam leków ani sie nie szczepilam (nikt mi nawet nie zaproponował) wizyt tez nie było za dużo czyli nie musiałam sie z pracy zwalniać. Ciąża to nie choroba i tak oni to traktują

    OdpowiedzUsuń
  6. Kolejną wielka różnica według mnie jest to, że w UK nie idzie się od razu po ozbaczeniu testu na L4. Ba nawet jeśli wszystko jest ok nie ma takiej opcji. Jedynie można przejść na macierzyński po 29tc. Nie wiem czy pamietasz ale kilka miesięcy temu pisałysmy kilka emaili i wtedy to ja byłam w ciąży i UK a ty w Polsce. Teraz sytuacja odwrotna :) Teraz troche żałuję, że nie zostaliśmy tam. Ale wazne ze jestesmy juz w trojke szczesliwi :) Powodzenia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszystko przede mną :) Dziękuję Ci za ten wpis, na pewno przyda mi się ta wiedza.

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz nie będący obelgą dla mnie i moich czytelników jest mile widziany. Zostaw po sobie dobre wspomnienie:)

Dziękuję:)

AddThis