Jedyne co zostanie to wspomnienia

Żyjemy zabiegami. Praca, dom, zakupy po drodze, odbiór dzieci ze szkoły czy przedszkola, prędko kurs tańca, nauka śpiewu czy gry na gitarze. W natłoku codziennych spraw mało kto ma czas pomyśleć o tym jak kruche i ulotne jest życie. Teraz jesteśmy. Za chwilę nas nie ma...

Jesteśmy młodzi, wydaje się nam, że tak będzie wiecznie, że możemy wszystko, że złapaliśmy Pana Boga za nogi. Nie myślimy o tym, że gdzieś tam za kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat zostanie po nas kubek, metalowa puszka, laska, która wiernie nam służyła i wspomnienia...

Wczoraj zmarł mój dziadziuś. Świadomość tego, że kiedyś każdy odejdzie do wspomnień wcale nie ułatwia mi opłakiwania. Może dlatego, że mam również świadomość tego, jak wielu rzeczy mu nie powiedziałam, może dlatego, że nie zdążył zobaczyć swojego prawnuka, może dlatego, że to nie było łatwe odejście, może przez cały ciąg przyczynowo skutkowy, który to wszystko przyspieszył... 

Dziadziuś stał się wspomnieniem. Bardzo ciepłym i dobrym. Bo takim był. Pamiętam jeden spacer i to jak bardzo nietypowym wydał mi się chód dziadka. Bardzo specyficzny. Nogi układał szeroko, a stopy kierował na zewnątrz. Tak bardzo mnie ten chód zafascynował, że postanowiłam chodzić jak dziadek. Do czasu, w którym zwrócono mi uwagę, żebym chodziła normalnie, bo "dziewczynki chodzą inaczej". Swoją drogą komicznie musiała wyglądać mała dziewczynka stawiająca zamaszyste kroki, ze stopami wysuniętymi na boki. 

Pamiętam też jak dziadek zawsze opowiadał o partyzantach. Ileż razy zachodziłam w głowę kim właściwie byli ci partyzanci. Potem te opowieści stały się niemalże karą, bo przecież chociaż przy spotkaniach rodzinnych człowiek chciał odpocząć od lekcji historii. Ileż ja bym dała, żeby teraz usłyszeć je jeszcze raz. I nie tylko dlatego, że dziadziusia już nie ma, ale dlatego, że wówczas byłam za młoda by słuchać. Potem, niestety, dziadziuś za stary, by opowiadać...

Pamiętam jego złoty sygnet, który zawsze miał na palcu, a który skradziono mu kilka dni przed śmiercią, gdzieś między szpitalem a karetka. Pamiętam, że kolekcjonował monety. Z resztą, potem dał mi oba swoje klasery. Jeden czarny, drugi niebieski z czerwonymi spięciami. Niestety, podczas którejś przeprowadzki, gdzieś je schowaliśmy. Bardzo skutecznie... Pamiętam też, jak zawsze kiedy się pokłóciłam z siostrą mówił mi, że tak nie wolno, że siostry muszą się kochać i wspierać. Pamiętam jak zawsze mówił, jak bardzo nas kocha...

Wielu rzeczy o dziadku nie wiedziałam. Tak jak tego, że przygarnął kiedyś pod dach obcego chłopaka i utrzymywał go nie biorąc od niego nic w zamian. Ani tego, że był w stanie dzieciom oddać ostatnie pieniądze, choć zasądzone alimenty były znacznie niższe. Widzicie, dziadziuś nie był moim biologicznym dziadkiem. Nie wiem, czy wiedział o tym, że znam prawdę. Dla mnie to nigdy nie miało znaczenia. Był i na zawsze będzie moim dziadkiem.


A klasery? Mam nadzieję, że jeszcze się znajdą...



4 komentarze:

  1. Aneczko, bardzo mi przykro z powodu śmierci Dziadka. Trzymaj się:-) Masz racje, ze pozostaną wspomnienia, tych nikt nie wymaze. Ja czesto wspominam swojego dziadka, bardzo go kochalismy wszyscy. Czesto dopiero po smierci bliskiej osoby uzmyslawiamy sobie, ile dla nas znaczyla i zalujemy, ze jeszcze bardziej jej nie znalismy. Mądrze napisał ks. Twardowski, zeby spieszyc sie kochac bliskich, bo tak szybko odchodza... A im jestesmy starsi, tym czesciej dowiadujemy sie, ze znowu ktos nas opuscil, bo przeciez rodzina sie starzeje, taka kolej rzeczy. Stajemy sie bardziej refleksyjni, przynajmniej ja.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi przykro...Tak dobrze Cie rozumiem, w tym roku musiałam się też zmierzyc z odejściem ukochanej babci. Wraz z nadejsciem mojego synka jej dusza odchodziła...Wspomnienia niech żyją w sercu, pamięć to najcenniejszy skarb po nich.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz nie będący obelgą dla mnie i moich czytelników jest mile widziany. Zostaw po sobie dobre wspomnienie:)

Dziękuję:)

AddThis