Nazywam się Ania i jestem CHPD...

Zanim na świecie pojawił się Patryk nie raz zdarzyło mi się narzekać na brak czasu. Teraz się zastanawiam, co ją z tym czasem robiłam! W raz z jego narodzinami mój czas skurczył się drastycznie (podejrzewam, że przy kolejnych dzieciach kurczy się jeszcze bardziej). Najwyraźniej jednak dupa że mnie nie matka. Powszechnie bowiem wiadomo, że podstawą jest dobra organizacja.
 
Wychodzi na to, że faktycznie DUPA nie matka jestem, a do Matki Polki to już w ogóle nie dorastam. Kompletnie nie czuję, co siedzi za terminem "dobra organizacja". Ogarnęłam wczesne wstawianie, na tyle wczesne żeby ogarnąć dwójkę dzieci i siebie i nie spóźnić się do przedszkola na 9. Przekonałam do wcześniejszego wstawiania także Hankę. Ale za cholerę nie potrafię przekonać Patryka, żeby nie wydawał odpadów radioaktywnych w ilościach po pachy na 5 minut przed wyjściem. Nie mogę też przekonać Hanki, że tantrumy w momencie wychodzenia ( o to, że sama wcześniej odmówiła czesania) to też nie jest dobry pomysł.

Ponoć ważne jest także planowanie. I tu chyba też leżę...2,5 godziny Hankowego pobytu w przedszkolu powinno mi wystarczyć na posprzątanie i/lub przygotowanie do obiadu. Plan jest - wracam do domu, dokarmiam Patryka, ten idzie spać lub bawi się. Jest git. W teorii. W praktyce bywa, że któryś z sierściuchów mija się z kuweta, Patryk je ze dwa razy po 20 minut, nie może się zdecydować na drzemkę więc z rąk nie schodzi (chusta, nosidlo - wolne żarty!), jak już zejdzie, to też nie lepiej, bo matki przecież trzeba pilnować. Najlepiej za spodnie ( spodnie na gumce to jakaś pomyłka). Można też kota ścigać, a potem wyć mamie (w spodnie lub bluzkę) bo kot uciekł, albo ugryzł. Można też zarzygać podłogę, potem rozprowadzić to, co się zrobiło po całej podłodze, na koniec wycierając w mamę. Po co pisać resztę? Większość z nas ją zna....Nadmiernie, że powrót tatusia z pracy niewiele zmienia.

Ogłaszam zatem wszem i wobec, że od dziś mogę być bardziej chujowa niż Chujowa Pani Domu, a przynajmniej tak samo. Mam dwie tony nieposkładanego prania, które z biedą dałam radę ściągnąć z suszarki. Mam ponad pół wysokości szafy do prasowania, podłogi błagające o wymycie i chwilowy rozgardiasz spowodowany dzisiejszym wylotem. Bywa, że obiad jemy na kolację, a zmywarka nie wyrabia z myciem (tak, w końcu się doczekałam, co nie znaczy, że nagle pozbyłam się sterty garów bijącej po oczach - ona się tylko trochę zmniejszyła) I wiecie co? Mam to gdzieś. Kiedyś sobie posprzątam, kiedyś wyprasuje i te podłogi wymyje, a dziś napije się kawy i zaśpiewam "Let it go"....

Kto się przyłącza? :D

 Nawet taki prezent dostałam, a co! :D





8 komentarzy:

  1. :*:*:*:* czytam o mnie ;) chociaż myślę, że będzie gorzej. 3 tygodnie do rozwiązania, 2latka w domu, a bajzel okropny. pocieszam się, że jak pojadę rodzić, to do Małej przyjedzie teściowa i może coś ogarnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie... Nie pocieszę Cię. Zatrudniaj teściową jak możesz. Wsparcie się przyda żebyś miała chwilę dla swojej dwulatki. Trzymam kciuki i mam nadzieję, że rozwiązanie było pomyślne :*

      Usuń
  2. Oj u mnie to samo, z tym, że ja na 8 rano szykuje syna do przedszkola. A no i on siedzi tam 5 godzin (3 dni w tygodniu) a ja jak nie miałam posprzątane tak nadal nie mam, wiec Twoje 2,5 godziny to nic... możesz tylko kawę sobie wypić w tym czasie, nie wymagaj od siebie cudów. Dzieci urosną a my będziemy sprzątać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tak:) Dlatego ostatnio wypijam całkiem sporo kawy ;) a jak dzieci nam urosną, to one będą sprzątać ;) (przynajmniej taki jest plan:P)

      Usuń
  3. Ja chętnie, bo i u mnie dobrze nie jest:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anula, ja mam z prania mount Everest :) ale w nosie to mam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mount Everest powiadasz? Generalnie też mam to w nosie do momentu, w którym otwieram szafę i rzuca się na mnie sterta prania ;)

      Usuń

Każdy komentarz nie będący obelgą dla mnie i moich czytelników jest mile widziany. Zostaw po sobie dobre wspomnienie:)

Dziękuję:)

AddThis