Ciężko być dwulatkiem

Nie chcę pisać o perypetiach w wychowywaniu Hani z własnego punktu widzenia. Tym razem chcę spojrzeć na to, co ona teraz przeżywa jej oczyma. Bo może to ułatwi nam sprawę? Bo może to pomoże mi następnym razem zreflektować się zanim podniosę głos, zanim sama się rozzłoszczę? 

Kiedyś czytałam wypowiedzi mam na temat tego, że bunt dwulatka to mit. Że czekają na jego przejawy, a tu nic. Że to przereklamowane... No cóż... Pozostawiam to bez komentarza, bo to trochę tak, jak z laikami, którzy liznęli tematu, a uchodzić chcą za autorytety...

Pierwszy tantrum Hania zaliczyła w wieku 9 miesięcy (doskonale wiedziałam co to, z doświadczenia z pracy, tyle, że sama nazwa była mi obca). Potem długo nic. Tantrumy pojawiły się ponownie na Islandii, kiedy Młoda miała jakieś 18 miesięcy, a od jakiegoś czasu są niemalże na porządku dziennym.

Bo nie jest łatwo, kiedy ma się ledwie dwa lata poradzić sobie np. ze zdjęciem lub założeniem skarpetki, mimo, że z pierwszą poszło gładko. Nie jest łatwo, kiedy rodzice wymagają, nawet jeśli nie po raz pierwszy i jeśli to naprawdę prosty wymóg. Nie jest łatwo kiedy bardzo się czegoś chce, a napotyka się odmowę. Nie jest łatwo dosięgnąć rzeczy, które są wysoko kiedy ma się ledwie 85 cm wzrostu...

Co to znaczy, nie mogę, poczekaj, kochanie, za chwilę, kiedy ma być JUŻ, TERAZ, W TYM MOMENCIE.

Mam 28 lat i jakiś tam bagaż doświadczeń i wiedzy. Mimo to czasem trudno opanować mi emocje. Mam wybuchowy charakter. Choleryk ze mnie i tyle. Jak się wnerwiam to wióry lecą. Bez kija nie podchodzi, najlepiej z oczu zejdź. Krzyczę ze złości, czasem na kogoś czasem do kogoś. Często ze złości płacze. Jestem emocjonalna, czasem aż za bardzo.

Mam 28 lat. A Ona tylko 2.

Zero umiejętności radzenia sobie z trudnymi emocjami, które często przeżywa po raz pierwszy w życiu i niewielką zdolność rozpoznawania tych, które już poznała. Mylą się jej stany z nazwami, ale za to bezbłędnie potrafi wyrazić to co czuje całą sobą. Krzyczy, płacze, sztywnieje, rzuca się na podłogę, chodnik, trawę, bije, choć to ostatnie coraz rzadziej... Wszystko by sobie ulżyć, by poczuć się lepiej.
















Dorośli nie rzucają się na podłogę. Nie biją pięściami w głowę. Dorośli kiedy są wściekli biją innych, palą papierosy, krzyczą, przeklinają, rozwalają to, co stoi na ich drodze...

Czy tak bardzo różnimy się od tych dwulatków nieradzących sobie ze swoimi emocjami? Tyle, że wkurzony dorosły to coś normalnego. Wkurzony dwulatek jest uważany za rozkapryszonego i źle wychowanego. 

Kochana Córko - wkurzaj się i wściekaj ile potrzebujesz, żeby dojść do wniosku, że da się inaczej i że można tą złość wyrazić w odpowiedni sposób albo opanować. My będziemy obok Ciebie, tak jak jesteśmy wówczas, gdy się śmiejesz.



7 komentarzy:

  1. wiem, dobrze wiem o czym piszesz... cóż prawda jest taka, że to my uczymy nasze dzieci radzić sobie w różnych sytuacjach... nie pozostaje nam nic innego jak zmierzyć się z tym z pokładami nadludzkiej cierpliwości ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój syn też się tak zachowuje. Nie ma chyba dzieci, które nie protestują, gdy im czegoś się zabrania lub gdy nie potrafią sobie z czymś poradzić. Przykro się patrzy jak np. rodzic krzyczy na dziecko, które płacze w sklepie, bo nie może dostać zabawki lub czegoś słodkiego, a ono tak bardzo chce. Chociaż staram się zrozumieć tych rodziców, po prostu są już bezsilni. Ja staram się właśnie patrzeć na syna przez jego pryzmat. Staram się go rozumieć. Cieszy mnie bardzo to, że po kilku miesiącach doszliśmy do tego, że gdy się złości lub bardzo płacze to się tuli do nas i mamy szansę wtedy mu wytłumaczyć całą sytuację, nazwać jego uczucia, bo wcześniej bywało tak, że za próbę przytulenia obrywaliśmy małymi rączkami, byliśmy odpychani. Chyba zauważył, że przytulanie pomaga, gdy płacze przynosi ukojenie, a gdy się złości pomaga się wyciszyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, Aniu, bardzo mądrze napisałaś, bo dziecko to też CZŁOWIEK i tez ma prawo mieć humory. Najważniejsze, zeby sie nawzajem poznać i nauczyć. A tak poza tym to Twoja córcia robi sie coraz bardziej podobna do mamusi, a że mamusia śliczna, to i mała ładniutka, jak z obrazka:-) Fajna z niej dziewuszka!!!
    A jak Twoje samopoczucie, lepiej czy nadal kiepsko?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Twój post dzisiaj rano podziałał na mnie bardzo potrząsająco i przypominająco. Bo łatwo się zatracić w tym "buncie 2-latka". Bardzo fajnie napisane :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze, że takie posty jak Twój się piszą, powstają.... ja sama często zapominam, że mój syn to przecież też człowiek, z lepszymi i gorszymi dniami, jakkolwiek to brzmi... Ja niestety nigdy nie mogłam reagować tak jak chciałam, nawet dzisiaj kiedy biorą mnie nerwy nie mogę się wyżyć, kiedyś paliłam, dzisiaj o tym tylko marzę, kiedyś nie przeklinałam, a dzisiaj tylko to mi przynosi ulgę gdy bierze mnie złość, a mąż mój mi tego zakazuje, a wtedy wkurzam się jeszcze bardziej... Synowi pozwałam na okazywanie emocji tych złych i tych dobrych ale w granicach rozsądku bo ostatnio ma tak że rzuca się przed siebie i nie patrzy na co i już niejednego guza sobie nabił rzucając się np na kan łóżka....zaczynam się obawiać, żeby nic sobie nie zrobił....Ps. Ale Hania już duża! Urocza jest, zdjęcia z pędzlem przepiękne! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdego wieczoru, kiedy śpi a ja analizuję dzień, Jej zachowania, swoje błędy, powtarzam sobie te słowa jak mantrę, każdego dnia na nowo uczę się tego, że ma prawo się wściekać, tupać nogami, płakać, każdego dnia uczę się to bardziej rozumieć i mniej się unosić. Każdego dnia takie chwile to nasza wspólna lekcja. Cieszę się, że trafiłam na Twoje słowa i że nie jestem w tym sama. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze przeczytać takie słowa w czasie, w którym przejawy nieradzenia sobie z emocjami są na porządku dziennym... Och, dzięki!

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz nie będący obelgą dla mnie i moich czytelników jest mile widziany. Zostaw po sobie dobre wspomnienie:)

Dziękuję:)

AddThis