Zdrowo!

Pogubiłam się w tym moim pisaniu blogowym. Jakiś czas temu założyłam sobie, że będzie inspirująco, że będzie motywująco, że będzie zdrowo i bardziej ekologicznie i bez faszyzmu. A jest, jak jest, bo w pewnym momencie nagonka na ludzi chcących żyć zdrowo stała się nie do wytrzymania, a łatka "eko matki" zaczęła mnie przerażać.

Dlaczego? Bo coś, co w założeniu jest dobre nagle nabrało mocno pejoratywnego wydźwięku. Zamknęłam więc ten mój malutki światek w naszych 4 ścianach...

Zastanawiam się dlaczego właśnie ci, którzy uświadamiają się cały czas w zakresie żywienia czy samoleczenia są traktowani jako ludzie nawiedzeni, oszołomy, szamani, niespełna rozumu a co gorsza - jako zagrożenie dla reszty... Nie do końca zgodzę się z tym, że sami oni sobie winni, bo choć zawsze znajdą się jacyś ortodoksi, swoje racje wynoszący na piedestały, to wydaje mi się, że nie w tym problem. 
 
Wiele razy spotkałam się z opinią, że przesadzam. Ale chwila, moment... Z czym? Z tym, że chcę by moja rodzina była zdrowa? Odnoszę wrażenie, że problem leży nie w moim "dziwactwie", a w kompleksach innych. Tak, w kompleksach! Na punkcie własnej niewiedzy. Łatwiej bowiem wyśmiać czyjąś postawę niż zaczerpnąć wiedzy. Bo może się okazać, że choć w dobrej wierze, to źle robimy...

Większość z nas żyje w ułudzie, że żyje zdrowo. Też tak myslałam, ale w miarę poszerzania swoich horyzontów zaczęłam dostrzegać jak bardzo się myliłam. Tak, mam zamiar jeszcze bardziej wziąć pod lupę nasze żywienie i nie ma to nic wspólnego z modą. Wracam zatem na swoją drogę i o tym chcę Wam pisać. Bo bycie "eko" to coś więcej niż kupowanie warzyw na eko bazarku, to coś więcej niż pieluchy wielorazowe. Bo, żeby żyć bardziej ekologicznie nie trzeba od razu wyprowadzać się na bezludną wyspę czy do eko wioski ani rezygnować z wszystkich wygód tego świata. Chcę Wam pokazać, że nie trzeba zmieniać się od razu w jaskiniowca czego, mam wrażenie, często oczekuje się od "eko rodziców"... 

To naprawdę nie wymaga wielkich nakładów ani finansowych ani energetycznych. Wystarczy odrobina dobrej woli, zmiana nastawienia, trochę wiedzy, a przede wszystkim luzu i przystopowania z konsumpcjonizmem;)










Czym dla mnie jest ekologiczne rodzicielstwo czy zdrowe życie (dla mnie to to samo)? 

To przede wszystkim życie w poszanowaniu natury, na tyle na ile to możliwe. To czerpanie z jej dobrodziejstw. Unikanie zbędnej chemii w żywieniu, kosmetykach, lekach i innych. To zasada jeśli możesz coś zrobić, nie kupuj, którą stosuję głównie w żywieniu rodziny. To także ograniczanie konsumpcjonizmu, bo dziecko nie potrzebuje tony zabawek (co widać na powyższych zdjęciach), a ja nie potrzebuję tony kosmetyków, no i nikt z nas nie będzie bardziej szczęśliwy tylko dlatego, że nosimy markowe ciuchy (co nie oznacza, że czasem kupujemy). To umiejętność wsłuchania się w swoje ciało i reagowanie na jego potrzeby, to naturalna pielęgnacja, a w końcu dążenie do harmonii, do wewnętrznego spokoju i życia w zgodzie ze sobą. Wymieniać można by w nieskończoność...

Dlaczego czasem robimy odstępstwa? Bo życie jest za krótkie żeby być aż tak drobiazgowym, bo to pozwala zachować harmonię i wewnętrzny spokój, a to z kolei dobre zdrowie;) 

Ciekawa jestem Waszych skojarzeń:)

7 komentarzy:

  1. My też w miarę naszych możliwości eco - przestałam rozmawiac o tym z innymi bo uważają nas i tak za dziwaków, albo się czepiają jakiś szczegołow, to dlaczego czegoś tam nierobimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :/ Przykre to jest, zwłaszcza, że oni sami pewnie się nie tłumaczą dlaczego robią lub nie robią danych rzeczy...

      Usuń
  2. Ja się co prawda czuję nieco pgraniczona przez Islandię, ale próbuję, w miarę sił i możliwości. I mam te same spostrzeżenia, co do reakcji innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie blogger zamrozil mi komentarz w trakcie pisania - a chcialam dodac, ze tez uwazam stwierdzenie "przesadzasz" za absurdalne. Ze co? Dbajac o zdrowie swoje i rodziny PRZESADZASZ?! Przecuez nie ukrywamy sie przed swiatem, nie jestesmy w szpitalach psychiatrycznych podlamane stanem srodowiska i skladami latwodostepnego jedzenia, nie chodzimy w maseczkach, nie swirujemy. Staramy sie jedynie ograniczyc zjadany i wklepywany w siebie syf. Tak po prostu. Slyszalam tez opinię, ze "sterylnie trzymam" (?) dziecko, wiec jak potem zje cos z chemia, to bedzie mial alergie, wiec do chemii trzeba przyzwyczajac od poczatku... Tja...

      Usuń
    2. Tak... Bo dziecko trzeba od małego przyzwyczajać... a potem do lekarza, bo dziecko choruje, bo egzemy, bo alergie... bo odporność słaba, i o zgrozo - jak to się dzieje, że moje dziecko nie chce jeść nic innego tylko słodkie?
      Pomijając już przeróżne fazy dzieci i, że czasem mimo najszczerszych chęci dziecko i tak mogłoby jeść tylko słodkie, to niestety ludzie sprawy sobie nie zdają jaką krzywdę robią własnym dzieciom. A jak się dołoży do tego fakt, że dziś lekarze co raz rzadziej zalecają dietę przy leczeniu, za to leki przepisują jak cukierki, to mamy pierwszy krok do tego, by zdrowie zrujnowane mieć na starcie...

      Usuń
  3. Ogarniczyć konsupcjonizm?! Wolne żarty! ;D

    A tak na poważnie- mi się nie udaje nie kupować. Jest coraz lepiej, ale nadal kupuję... dużo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, my też nie należymy do minimalistów, ale wielu rzeczy Hania nie ma, bo i po co? A jak możemy sami coś jej zrobić to wybieramy zrobienie czegoś niż zakup:) No i już na pewno nie biegam np za tym, żeby moje dziecko nosiło ciuchy od projektantów zamiast sieciówkowe. Bo szczerze mówiąc jej to różnicy nie robi, a że jest na etapie babrania się w tempie ekspresowym to tym bardziej nie ma to sensu. Bardziej o tak pojęty konsumpcjonizm chodzi.

      Usuń

Każdy komentarz nie będący obelgą dla mnie i moich czytelników jest mile widziany. Zostaw po sobie dobre wspomnienie:)

Dziękuję:)

AddThis