Emigracyjne przemyślenia

Podczas dzisiejszego (pierwszego) spotkania przygotowującego do wolontariatu w Children Centre poznałam Virginię z Bułgarii. I tak sobie rozmawiałyśmy o życiu tutaj i emigracji w ogóle i wyszło nam, że najgorsze co można zrobić na emigracji to zasiedzieć się w domu i zamknąć w swoim własnym świecie. To taka śmierć socjalna na własne życzenie. 

Owszem, ciężko się przełamać, ciężko mając dziecko zrobić coś dla siebie, wyjść gdzieś i poznać kogoś. Ale Anglia daje niesamowite możliwości spędzenia czasu z dzieckiem, wyjścia do ludzi, rozwijania się. Niekoniecznie za wszystkie pieniądze.... 



Zacznę (i pozostanę) od siebie... po pierwszym przypływie energii pod tytułem "róbmy coś, cokolwiek, ale róbmy" przyszło otępienie i rozleniwienie. Nie będę zwalała wszystkiego na karby świątecznego lenia utrzymującego się na dwa tygodnie po świętach bo to by było kłamstwo. Coś mnie dopadło. Coś czego nie chciałam nikomu pokazywać, zwłaszcza na blogu. To coś kazało mi siedzieć w domu pod byle pretekstem i może tylko od czasu do czasu wyjść do znajomych. A ja mam tak, że im więcej siedzę w domu, tym trudniej ze mną wytrzymać...

I jak ja się cieszę, że zadzwonili z tego Children Centre wczoraj po 17 mówiąc, że jutro (czyli dziś) rusza szkolenie. Co z tego, że w ostatniej chwili, co z tego, że tak z nienacka, co z tego, że dowiedziałam się na końcu... Na szczęście Ślubny miał dziś drugą zmianę, więc mogłam pójść. Cieszę się, bo mi lepiej. Bo robię coś dla siebie, bo może będę tworzyła razem z resztą coś fajnego, fajny zespół ludzi, którzy robią to, co lubią, a może kiedyś zaowocuje to pracą na etat? 

To o czym piszę nie dotyczy tylko mieszkania za granicami ojczyzny. Zamknąć się w swoim domu i swoim małym świecie można wszędzie bez względu na miejsce zamieszkania. Tyle, że w kraju jest rodzina i grono znajomych budowane przez lata. 

Hania też korzysta na moich wyjściach. Bo wracam radosna do domu, bo mniej rzeczy mnie irytuje, bo łapię ten oddech i mały zastrzyk energii. A to i tak na niewiele starcza, bo moje dziecko weszło w wiek nieustannej przekory. We wszystkim jest na NIE i nawet wyjścia na spacer stały się jakimś koszmarem i ciągłą przepychanką. Zatem tym bardziej wyjście z domu jest mi potrzebne. Inaczej ukiszę się we własnym sosie i za jakiś czas będę narzekała na swój emigrancki los....

A obiecałam Wam, że nie będę i wierzę, że mnie przywrócicie do pionu jeśli się to zdarzy:D

Mam do Was prośbę...
Pomóżcie stworzyć MLM jeszcze lepszym i bardziej przyjaznym miejscem. Wypełnijcie ankietę, która zajmie Wam chwilę. Prócz pytań zamkniętych, są też otwarte - nie pomijajcie ich proszę, one pozwalają poznać mi Wasze zdanie:)


Dziękuję<3

P.S. O Children Centre jeszcze napiszę, bo jest o czym:) Musze tylko zrobić zdjęcia:D

17 komentarzy:

  1. No i fajnie, dostałaś zastrzyk energii i już się nie zatrzymasz.

    OdpowiedzUsuń
  2. To najgorsze co można zrobic nawet będąc w domu, nie tylko na emigracji. Niestety ja mam taki dziwny charakter, że kocham żyć we własnym świecie a tylko czasem brakuje mi tego czegoś, jednak i tak nic z tym nie robię, a może powinnam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko zależy od charakteru:) Mimo tego, że czasem najchętniej nei wystawiałabym nosa za domowy próg, to raczej jestem socjalne zwierzę:)

      Usuń
  3. A ja sobie tak myślę, że to chyba mocno zależy od konkretnej osoby. Niektórzy bardzo potrzebują bycia na zewnątrz, a inni trochę mniej.
    Osobiście bardzo chciałbym zaszyć się w swoim domu (takim, którego jeszcze nie mamy) i tam działać.
    A może to tęsknota za tym czego nie mamy w danym czasie? albo mamy zbyt mało jak na swoje potrzeby?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga:) Zwłaszcza ostatnie zdanie. Wiesz coś w tym chyba faktycznie jest, bo taka nieopisana tęsknota towarzyszy mi zawsze kiedy zamykam się w domu i nie mam ochoty nigdzie wychodzić.

      Usuń
  4. Dlatego ja chodzę na play grupy, na Esol i jeszcze inne wyjścia, które "wpadną" przy okazji. Trzeba otworzyć się na ludzi i świat.
    A jak będziesz narzekać na emigracyjne życie to osobiście dostaniesz ode mnie kopa przywołującego do pionu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heheheh:) Ja na Esol nie chodzę, poza tym staramy się chodzić na grupy ile się da:) Grono znajomych też się poszerza:)

      Usuń
  5. a słyszałaś o kursach Family Learning http://meandyork.blog.pl/2013/11/27/przygoda-z-koziolkiem/? To jest rewelacja! Nie tylko fascynujące kursy- zwłaszcza dla Ciebie- np. Recycled arts and crafts albo właśnie wielbione przeze mnie Story Sacs ale jeszcze mozliwość opieki nad maluchami (czyli Hanią)- i to wszystko całkiem darmowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ołkejjjj:) dzięki za info poszukam tego u siebie w mieście:D Zapowiada się bardzo ciekawie:)

      Usuń
  6. wyjście z domu samemu to teraz dla mnie jak małe wakacje! już biorę się za ankietę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak to jest to:) ja się czasem czuję jak pies spuszczony ze smyczy:P
      Dzięki za ankietę:)

      Usuń
  7. Gratuluję super. Ja też nabieram rozpędu. Lubię czytać takie posty bo mi się więcej chcę. Taka mobilizaja

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana pisz o tym Twoim rozpędzie, bo mnie sie też mobilizacja przyda:D

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz nie będący obelgą dla mnie i moich czytelników jest mile widziany. Zostaw po sobie dobre wspomnienie:)

Dziękuję:)

AddThis